Zaginięcie 10-letniej Ani Jałowiczor uda się wyjaśnić po niemal 30 latach? "Znaleziono kilkadziesiąt drobnych kostek"
Zaginięcia dzieci, których nie można wyjaśnić porwaniem rodzicielskim albo ucieczką z domu mają miejsce niezwykle rzadko. Większość zaginionych nieletnich udaje się odnaleźć. Niestety, raz na jakiś czas również w Polsce zdarzają się sprawy tajemnicze i nierozwiązane mimo upływu wielu lat. Do takich spraw należy tajemnicze zaginięcie Ani Jałowiczor z miejscowości Simoradz w województwie śląskim. 10-letnia dziewczynka zniknęła bez śladu 24 stycznia 1995 roku. Wyszła wtedy ze szkolnej zabawy karnawałowej w Simoradzu, małej miejscowości pod Cieszynem. Początkowo odprowadzał ją kolega, potem miała mu powiedzieć, że dalej pójdzie sama. O sprawie opowiada w reporterka TVN24 Małgorzata Marczok w reportażu o takim właśnie tytule: "Dalej pójdę sama". Jak się okazuje, w sprawie pojawiły się nowe fakty i istnieje szansa na przełom.
"Trwają czynności zmierzające do identyfikacji uzyskanego materiału kostnego"
O wszystkim opowiedział pan Dominik, brat zaginionej, który mimo upływu niemal 30 lat nadal jej szuka. Niedawno odebrał telefon od pewnego informatora. "Powiedział, że prawie 30 lat bił się z myślami i poczuciem winy" - powiedział reporterce TVN24 brat Ani Jałowiczor. Informator ten wskazał miejsce, które krótko po zaginięciu wyglądało jego zdaniem dziwnie, wyczuwał tam też wtedy dziwny zapach. Wskazał też dwie osoby, które być może mają związek ze sprawą. Trop sprawdziła policja. "Znaleziono kilkadziesiąt drobnych kostek" - ujawnił pan Dominik. "Znaleziono drobne przedmioty, wstępnie zidentyfikowane jako element układu kostnego niewiadomego pochodzenia. Trwają czynności zmierzające do identyfikacji uzyskanego materiału kostnego" - głosi policyjny komentarz w odpowiedzi na zapytanie TVN24. Jedna z osób wskazanych przez informatora nie żyje od 25 lat, drugiej także nie udało się powiązać ze sprawą.