Epidemia trwa w Polsce już od ponad pół roku. Ogółem odnotowano już grubo ponad pół miliona przypadków koronawirusa. Kiedy pandemia nad Wisłą dopiero raczkowała, pojawiały się artykuły sugerujące, że bezdomni mogą być roznosicielami zarazy. Tak jednak nie jest. Na przykład w Zabrzu, gdzie szacunkowo jest około 220 bezdomnych na całe miasto, ten problem niemal nie występuje. Ale epidemia również osobom bez dachu nad głową daje w kość, tak samo jak i innym obywatelom.
Sasin się wścieknie. Mocny komentarz! To może go zaboleć
- Mamy na przykład mniej przyjęć do placówek stacjonarnych, takich jak na przykład ogrzewalnie, bowiem zmieniły się standardy przyjmowania osób - mówi nam Jacek Pankiewicz, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Zabrzu. - Musimy, dbając o zdrowie mieszkańców i pracowników, wprowadzić taki okres kwarantanny, by sprawdzić, czy dana osoba jest zakażona - dodaje. W ogrzewalniach i schroniskach przestrzeganie zasad bezpieczeństwa jest obowiązkowe - dotyczy zarówno bezdomnych, jak i pracowników.
- Wiosną pojawiały się takie publikacje, w których pisano, że osoby bezdomne mogą być narażone na zakażenie koronawirusem i mogą go przenosić. Tymczasem w okresie od marca do listopada mieliśmy tylko jeden taki przypadek, czyli bardzo mało - mówi z kolei Robert Łukasik, koordynator zespołu ds. pomocy osobom bezdomnym w MOPR w Zabrzu. - Były osoby zabierane do szpitala z gorączką, testowane je. Ale prognozy z wiosny się nie sprawdziły - dodaje.
Jerzy Polaczek OSTRO o koronasceptykach. Opowiedział wstrząsającą historię!
Jak zaznacza, osoby bezdomne mogą liczyć na taką samą pomoc medyczną, jak każdy obywatel. I niestety spotykają się z takimi samymi schodami w drodze do medyka. - Czy mają gorzej z dostaniem się do lekarza? Tak jak my, mają. I to z wielu powodów. Dzwoni Pan do przychodni? Tak samo robi osoba z ogrzewalni. Dodzwoni się Pan za 50 razem? Podobnie jak osoba bezdomna - mówi Łukasik. - Tak naprawdę te osoby funkcjonują jak każdy z nas. Oczywiście one śpią w noclegowni czy schronisku, ale ich rytm życia nie odbiega od naszego - zaznacza Jacek Pankiewicz.
Obaj zgodnie twierdzą, że dostęp do służby zdrowia był utrudniony od zawsze. - Bardzo często dla osób bezdomnych, które zaniedbują swoje zdrowie i nie chodzą latami, to jest to potem zdziwienie i szok. Zaczynają się leczyć i od lekarza pierwszego kontaktu dostają skierowanie do specjalisty. A przecież to są terminy, które wiążą się z oczekiwaniem. Wtedy jest takie mocne zdziwienie. Teraz jest po prostu pod tym względem gorzej - mówi Robert Łukasik.
Dzwonił do Ciebie ten numer? Mają do przekazania ważną informację
Na co dzień zabrzańscy bezdomni mogą liczyć na spore wsparcie. Na początek mogą skorzystać z noclegu w ogrzewalni. Później, jeśli potrafią się dostosować do zasad panujących w schronisku (m.in. zakazu spożywania alkoholu), mogą tam przebywać. Najbardziej inspirujące są jednak przypadki, gdy ktoś z ulicy znów wraca do normalnego życia. Samodzielnie ponosi część opłat, pracuje, nie wraca do nałogów.
- Pan, który trafił do nas 15 lat temu, mieszkał na strychu. Nadużywał alkoholu. W drodze do sklepu po kolejną butelkę przewrócił się i doznał urazu głowy. Na tyle poważnego, że jest to widoczne do tej pory. Po wyjściu ze szpitala przyszedł do nas. Zaczęło się mozolne wdrapywanie się po kolejnych szczeblach. Ale co ważne - ten mężczyzna nie sięgnął już po alkohol. Jest całkowicie samodzielny, wolny od uzależnienia - opowiada Łukasik.
"Miałem 9 lat, gdy wypiłem pierwszą butelkę wina. Pozbyłem się lęku i tak się zaczęło..."
Niestety, zdarza się i tak, że ktoś po drodze pobłądzi i stare demony wracają. Szczególnie, gdy dana osoba otrzyma już mieszkanie i nie ma nad nią żadnej kontroli. W takich przypadkach trudno się odnaleźć bez rygoru. Kończy się to m.in. powrotem do choroby alkoholowej.