Normalny człowiek nie może nawet sobie wyobrazić, jak żyć w takich warunkach, a co dopiero wychowywać dzieci. Dramat, który rozegrał się w jednym z mieszkań w Bielsku-Białej przerasta wszelkie wyobrażenia! Trudno opisać miejsce w, którym przebywała 5-letnia Eliza: wśród fekaliów z odparzeniami, po dziewczynce chodziły larwy.
Przebywała w kojcu, do którego była wydeptana ścieżka przez stertę śmieci.
Pogotowie, które zostało wezwane do chorego dziecka zawiadomiło policje.
Mała Eliza urodziła się z wadą ośrodkowego układu nerwowego i porażeniem czterokończynowym.
- W tym wypadku doszło do zaniechania wielorakiego. Po pierwsze, nie podawania leków, ale również zaniedbania związane z kwestiami pokarmowymi. Dziewczynka miała zanik tkanki podskórnej oraz mięśniowej. Można powiedzieć, że rodzice zagłodzili ją na śmierć - mówi prokurator Paweł Nikiel.
- Rodzice dziewczynek zerwali kontakty z rodziną, nie mieli znajomych, GOPS i MOPS kompletnie o rodzinie nie wiedział. Nie pobierali żadnych świadczeń, dlatego rodzina nie była sprawdzana. Nie utrzymywali też żadnych relacji z sąsiadami. Dziecko nie płakało, dziewczynka kwiliła - mówi o sprawie prokurator.
Karolina G. kobieta pracowała w handlu i gastronomii. Jej partner Damian Cz. siedział w domu z dziećmi i non stop palił papierosy. - Kiedy weszliśmy do mieszkania, przy łóżeczku 3-latki znajdował się pół metrowy stos niedopałków - mówi prokurator.
- Nie znajdujmy żadnych okoliczności, które mogłyby łagodzić tą odpowiedzialność - podkreśla prokurator Nikiel.