To zdarzyło się we wtorek (4 lutego) ok. 13:00. Operator Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Katowicach uznał sytuację za potencjalnie niebezpieczną. Natychmiast zawiadomił bielską policję, bo z tych okolic dzwonił pijany tatuś. Patrol pojechał do delikwenta. Policjanci zapukali do drzwi jego mieszkania. Otworzył im je zatroskany ojciec. Był tak napruty, że ledwo stał na nogach. Nie chciał podać policjantom personaliów, bo stwierdził, że… chroni go RODO. Rzekł tylko tyle, że oprócz niego i 14-miesięcznego synka nie ma nikogo. Uległ prośbie policjantów i zadzwonił do matki dziecka, by przyszła do domu i jak najszybciej się nim, to znaczy synem, zajęła, bo on, to znaczy jego ojciec, nie jest w pełni dysponowany.
I wyglądało na to, że wszystko się dobrze skończy, gdy nagle w tatusiu odezwał się duch agresora. I dawaj wyzywać policjantów! Ba, nawet ruszył na nich z impetem, próbując jednego z nich znokautować. Gdy już leżał na tzw. glebie, doszło do niego, że przeliczył się nie docenił policjantów. Tę agresję sąd może wycenić nawet na 3 lata. Dodać trzeba, że już podejrzany albo miał słabą głowę, albo był z natury bardzo agresywny. Alkomat wykazał, że miał 0,5 promila w sobie.
Polecany artykuł: