St. sierż. Marcin Ślósarek, bytomski dzielnicowy otrzymał informację o tym, że w mieszkaniu przy ul. Reymonta od kilku godzin przebywa samo półtoraroczne dziecko, które płacze. Wraz z innym policjantem ruszyli pod wskazany adres, nikt nie otwierał drzwi, a ze środka słyszalny był głośny płacz dziecka.
>>> Śmiertelny wypadek, 39-latek uderzył w drzewo. Z auta niemal nic nie zostało... [ZDJĘCIA]
Funkcjonariusze szybko porozmawiali z mieszkańcami budynku. Ustalili, że w mieszkaniu tym mieszka 33-letnia kobieta z dwójką małych dzieci. Z uwagi na płacz dziecka i realne zagrożenie jego życia i zdrowia, funkcjonariusze zdecydowali o siłowym wejściu do mieszkania. Po wypchnięciu drzwi, zauważyli w pokoju łóżeczko, w którym stał zapłakany chłopiec. Na widok policjantów dziecko uspokoiło się.
Chłopiec był brudny, miał zajady w kącikach ust ze śladami prawdopodobnie krwi, wysypkę na nogach oraz mocno kaszlał. W mieszkaniu panował bałagan, a na podłodze były porozrzucane przedmioty. Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe oraz pracowników MOPR.
Po chwili do mieszkania wróciła matka chłopca wraz z drugim synem mającym 7 lat. Decyzją lekarza 1,5-roczny chłopiec, pod opieką pracownika bytomskiego MOPR-u, został przewieziony do szpitala. Jego starszy brat został zabrany drugą karetką pogotowia, również z pracownikiem MOPR-u, do bytomskiego domu dziecka.
Matka chłopców została przewieziona do komisariatu. Śledczy z komisariatu przy ul. Rostka przekazali materiały sprawy do prokuratury. Teraz 33-latce może grozić nawet do 5 lat więzienia.