Zaczęło się od anonimowej informacji, która wpłynęła do Straży Miejskiej w Bytomiu. Zgłaszający twierdził w niej, że dwóch strażników miejskich (mężczyzna i kobieta) powinno zostać wziętych pod lupę przez swoje kierownictwo. Dlaczego? Sprawa owiana jest tajemnicą. Według informacji, do których dotarł "Super Express", mogło chodzić o fałszowanie dokumentacji służbowej. W tle pojawiają się też poważniejsze oskarżenia, których jednak nie chcą potwierdzić śledczy. - 7 lipca 2020 r. do tutejszej jednostki straży miejskiej wpłynęła drogą elektroniczną wiadomość dotycząca pełnienia służby przez strażników, wymagająca obiektywnego i bezstronnego wyjaśnienia. W związku z powyższym, po zebraniu niezbędnych materiałów, ich całość 9 lipca 2020 r. ostała przekazana Prokuraturze Rejonowej w Bytomiu z wnioskiem o podjęcie merytorycznej decyzji. Obecnie oczekujemy na rozstrzygnięcie sprawy przez niezależny organ - mówi dla "SE" Bartłomiej Nowakowski, rzecznik Straży Miejskiej w Bytomiu. - Zaznaczam, że powyższa praktyka stosowana jest rutynowo w podobnych sytuacjach - dodaje.
Prokuratura Rejonowa w Bytomiu musiała przekazać sprawę niezależnej jednostce, ponieważ nie może prowadzić dochodzenia dotyczącego funkcjonariuszy z tego samego miasta. Śledztwo trafiło więc do Prokuratury Rejonowej Katowice-Wschód.
- Postępowanie prowadzone jest w kierunku czynu z art. 231 & 1 kk, polegającego na przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych, czym działali na szkodę interesu publicznego lub prywatnego - mówi nam Magdalena Mączka-Smelcerz, zastępca prokuratura rejonowego.
Zawiadomienie w tej sprawie zostało złożone przez zastępcę komendanta straży miejskiej w Bytomiu, który obecnie przebywa na urlopie. Zbigniew Walasek, komendant straży miejskiej w Bytomiu, w pełni współpracuje ze służbami w tym zakresie. - Wszelkie odstępstwa od normy są przeze mnie nieakceptowalne, ale nie mogę mówić o szczegółach tej sprawy, póki trwa postępowanie w prokuraturze. Sprawa jest wnikliwie badana - powiedział nam.
Zapytaliśmy w katowickiej prokuraturze, czego dokładnie sprawa dotyczy, ale odmówiono nam tych informacji. - Z uwagi na dobro postępowania pozostałe pytania pozostawiam bez odpowiedzi - odpisała prokurator Magdalena Mączka-Smelcerz.
Czyn, w kierunku którego prowadzone jest postępowanie, zagrożony jest karą do 3 lat pozbawienia wolności.