Eksplozja w Bytomiu. 38-letnia Barbara zginęła wraz z córkami
Do dramatycznych zdarzeń w kamienicy przy ul. Katowickiej 37 w Bytomiu doszło 6 lipca 2019 roku. To właśnie wtedy na parterze budynku doszło do potężnej eksplozji, która wyrywała drzwi i okna z mieszkań, tworząc pęknięcia na ścianach. W gruzach znaleziono 38-letnią Barbarę oraz jej kilkuletnie córeczki: Laurę i Lindę. Sekcja zwłok wykazała, że zmarły w wyniku zatrucia tlenkiem węgla. Już wtedy podejrzewano, że to, co się stało, mogło być aktem samobójczym ze strony kobiet. Teraz prokuratura poczyniła ostateczne ustalenia, kończąc śledztwo. - Wszystkie zgromadzone w śledztwie dowody i opinie biegłych wskazują, że kobieta celowo rozkręciła element instalacji gazowej, co doprowadziło do wybuchu, w którym zginęła wraz z dwiema córkami - powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" prokurator Waldemar Łubniewski.
Eksplozja w Bytomiu. "To była czuła i wzorowa matka"
W sprawie przesłuchano prawie sto osób, sporządzono mnóstwo ekspertyz i wszystkie wskazywały na to samo. Co sprawiło, że kobieta zdecydowała się na taki krok? "DZ" podaje, że mogła do tego doprowadzić fatalna sytuacja finansowa i życiowa kobiety. Pani Barbara samotnie wychowywała córki, utrzymywała się z zasiłków, co nie wystarczało na godne życie. To wszystko prawdopodobnie ją "przerosło", co potwierdzają słowa przesłuchanych osób, które znały 38-latkę. Nawet ci, z którymi była skonfliktowana, mówią wprost: "To była czuła i wzorowa matka". Te słowa, w rozmowie z "DZ", potwierdził również prokurator Łubniewski.