24 stycznia 2012 roku na nogi postawiono cały śląski garnizon policji, a wizerunek malutkiej Madzi był na czołówka wszystkich regionalnych i ogólnopolskich redakcji. Katarzyna W. nigdy nie zdradziła, dlaczego zabiła córkę. Nigdy też nie przyznała się do zbrodni.
Wkrótce Netflix pokaże czteroodcinkowy serial dokumentalny o tej wstrząsającej zbrodni. Film pokazuje sprawę fałszywego zaginięcia i śmierci małej Madzi z Sosnowca z perspektywy osób, które pracowały przy tej sprawie, to między innymi: prokurator, dziennikarze różnych redakcji, a także policjanci.
Przeczytaj koniecznie: W takich warunkach mieszkała mała Madzia z Sosnowca. Jeden szczegół zwraca uwagę najmocniej
Ta wstrząsająca zbrodnia przyciągnęła do Sosnowca 75 dziennikarzy z 70 redakcji z całej Polski. W poszukiwania malutkiej Madzi zaangażowano 70 policjantów, poproszono o pomoc media, by te rozpowszechniły wizerunek dziecka. Początkowo sprawę prowadziła Komenda Miejska Policji w Sosnowcu i tamtejsza prokuratura. Katarzyna W., by uwiarygodnić swoją wersję o porwaniu dziecka, podała policji rysopis prawdziwej osoby. Miał za nią iść mężczyzna w beżowej kurtce z szarym paskiem. To on miał ją uderzyć w głowę i porwać dziecko. Policjanci widzieli na monitoringu miejskim opisanego mężczyznę, gdy jednak odnaleźli go dwa dni później, okazało się, że nie miał nic wspólnego ze zniknięciem dziecka.
Tak dziś wygląda grób Madzi z Sosnowca - zobacz zdjęcia w naszej galerii poniżej
Oficjalnie więc policjanci szukali malutkiej Madzi z Sosnowca, operacyjnie jednak zbierali dowody, które obalały wersję Katarzyny W. Z pamiętników młodej matki policjanci dowiedzieli się, że Katarzyna nie chciała dziecka. Gdy tylko dowiedziała się o ciąży, chciała się jej pozbyć. Kobieta była rozczarowana małżeństwem.
Śledczy chcieli przeprowadzić dowód procesowy, w którym Katarzyna W. miała jeszcze raz przejść trasę od kamienicy, w której wraz z mężem Bartkiem wynajmowała mieszkanie, do miejsca napaści. Niestety, nie udało się tego zrealizować. Do sprawy włączył się Krzysztof Rutkowski. Od tego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko.
W. wskazała policjantom miejsce ukrycia zwłok córki. Ciałko małej Madzi było ubrane w kombinezon, ukryte w gruzach budynku kolejowego, przysypane gruzem. Przy ciele śledczy znaleźli kocyk. Malutkie ciałko dziecka przez 11 dni leżało w wyłomie ceglanej ściany. Wystawione na siarczysty mróz.
Szybko okazało się, że Katarzyna W. zaplanowała całą zbrodnię. Na miejscu znalezienia zwłok dziecka, śledczy znaleźli niedopałek papierosa z którego wyodrębniono DNA matki dziecka. Tuż obok leżały zasypane rękawiczki robocze. Identyczne włókna jak te z rękawiczek, śledczy znaleźli na ubranku Madzi.
Mieszkańcy regionu, którzy jeszcze kilka dni wcześniej cierpieli wraz z młodą matką z powodu porwania dziecka, zmienili narrację o 180 stopni. Opinia publiczna chciała ją niemal zlinczować. Ludzie nie wierzyli w to, że dziecko zmarło przypadkiem. W marcu 2012 Prokuratura Okręgowa w Katowicach postawiła Katarzynie zarzut: zawiadomienia organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie i wprowadzenia w błąd policji oraz tworzenia fałszywych dowodów w sprawie porwania. Dopiero sekcja zwłok przyniosła odpowiedź na pytanie: jak zginęło dziecko? Biegli ustalili, że malutka Madzia została uduszona. 12 lipca 2012 roku po otrzymaniu pełnych wyników sekcji zwłok dziewczynki, prokurator zmienił zarzut. To właśnie wtedy przekazano, że Katarzyna W. będzie odpowiadać za zabójstwo córki. 31 grudnia 2012 roku do Sądu Okręgowego w Katowicach trafił 80-stronicowy akt oskarżenia. Prokuratura domagała się dożywocia dla Katarzyny W., jednak sąd ostatecznie skazał ją na 25 lat pozbawienia wolności. Od tego wyroku odwołała się zarówno prokuratura, jak i obrońca matki małej Madzi - mecenas Arkadiusz Ludwiczek. Sąd drugiej instancji utrzymał wyrok w mocy. Katarzyna W. złożyła wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego, jednak ten nie przychylił się to tego wniosku. Katarzyna W. może się ubiegać o wcześniejsze zwolnienie z więzienia, jednak nie wcześniej niż po 20 latach.
Listen on Spreaker.