34-letni mieszkaniec Rudy Śląskiej dopuścił się drobnych przestępstw. Nie było potrzeby, aby go utrzymywało społeczeństwo, więc zasądzono mu wykonywania prac społecznych. Robił za sprzątacza m.in. w tzw. budynkach użyteczności publicznej. I podczas tej pracy społecznie (nie)użytecznej przyuważył, że w piwnicy jest trochę dobra do zwinięcia, znaczy się są tam różne takie elektronarzędzia. Po skończonej dniówce obrobił piwnicę, kradnąc z niej sprzęt wartości ok. 6 tys. zł. Z pomocą (jeszcze nie zidentyfikowanych) osób wprowadził część fantów do lombardu. Rudzka policja nie miała większych problemów z wytypowaniem podejrzanego o dokonanie tego „skoku”. 34-latek, choć zajmował się sprzątaniem, to narobił sobie tyle brudu, że sprzątać może celę nawet przez 10 lat. Pewnie wyrok nie będzie taki srogi, ale na pobłażliwość sądu nie powinien liczyć. Tak samo jak jego ziomkowie, którzy – gdy ich policja namierzy – będą odpowiadać za paserstwo.
Ciągało go jak wilka do lasu. Ma to chyba we krwi, że lubi KRAŚĆ
W filmach bywa tak, że przestępca wychodzi z kryminału na przepustkę. Wtedy obrabia bank. Wraca za kraty i szukaj wiatru w polu. W życiu było tak, że facet wykonywał prace społeczne wynikające z wyroku i okradł nie bank, ale piwnicę. Tym razem chyba wyląduje w więzieniu. Bo się skusił na jakieś tam wiertarki!