Tragedia w tureckim Bodrum
Gdy sprawa Marceliny z Rybnika ujrzała światło dzienne, wyglądała na tragiczny wypadek. Tak zresztą została przedstawiona przez rodzinę 22-latki, która zorganizowała zbiórkę, by sprowadzić młodą kobietę do Polski. W tym samym czasie zaczęły pojawiać się koszmarne doniesienia na temat rzekomych okoliczności zdarzenia w tureckim hotelu. Jak podały lokalne, tureckie media, 25-letni partner Marceliny miał ją pobić, zgwałcić, a następnie zrzucić z balkonu z III piętra. W wyniku czego doznała ona ciężkich obrażeń, m.in. miednicy i głowy. Mężczyzna został zatrzymany przez turecką policję. Problem w tym, że w sprawie wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Co się stało z Marceliną z Rybnika i do czego doszło w hotelu?
Polecany artykuł:
Co się stało w hotelu?
Zacznijmy od faktów. Do tragicznych wydarzeń doszło 11 lipca w Bodrum w południowo-zachodniej Turcji. O sprawie zrobiło się głośniej 26 lipca, gdy rodzina zorganizowała zbiórkę na jednym z portali. - Marcelina pojechała na wymarzone wakacje z przyjaciółmi. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności uległa wypadkowi i w tej chwili przebywa w stanie bardzo ciężkim szpitalu w Bodrum – czytamy w opisie zbiórki.
Koszty dwutygodniowego pobytu w szpitalu w Bodrum wynosiły już wtedy 330 tys. zł. 100 tysięcy na lotniczy transport Marceliny do Polski udało się zebrać w niewiele ponad dobę. 29 lipca Marcelina trafił do szpitala w Rybniku.
Jednocześnie do Polski zaczęły docierać niepokojące wiadomości na temat rzekomych, koszmarnych okoliczności zdarzenia. Tureckie media podały, że Marcelina została wyrzucona przez swojego 25-letnia chłopaka z balkonu z III piętra. Wcześniej mieli razem pić alkohol, a następnie mężczyzna miał pobić i zgwałcić młodą kobietę. Co ciekawe, pierwsze informacje tego typu zaczęły pojawiać się na lokalnych portalach już 14 lipca.
Trudno jednak doszukać się w nich oficjalnych źródeł, czy tureckiej policji czy przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.
Zapytane przez nas o sprawę Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiedziało:
- Sprawa poszkodowanej w Bodrum - w Turcji - obywatelki polskiej i związanych z nią okoliczności, jest znana Konsulatowi Generalnemu RP w Stambule, który pozostaje w kontakcie z miejscowymi władzami prowadzącymi dochodzenie, podejmując stosowne działania z zakresu pomocy konsularnej. Z uwagi na charakter zdarzenia, toczące się postępowanie oraz przepisy dotyczące ochrony danych osobowych, urząd konsularny oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie udzielają bliższych informacji w tej sprawie - czytamy w przesłanej odpowiedzi.
4,5-latka zginęła po upadku z 5. piętra. "Leżała naga na ziemi". Nowe fakty ws. tragedii w Sosnowcu. ZOBACZ GALERIĘ PONIŻEJ.
Więcej światła na sprawę rzuca kobieta z rodziny chłopaka, z którą udało nam się skontaktować. - Tak naprawdę to on jest ofiarą w całej sprawie. Wszystko z winy hotelu. Razem z Marceliną weszli na dach budynku, który nie był zabezpieczony. Dziewczyna potknęła się i spadła. Po co oni tam w ogóle weszli... - mówi kobieta z rodziny 25-letniego mężczyzny.
Rodzina ma kontakt z mężczyzną, który jest załamany całą sytuacją. Do Turcji udała się adwokat, która stara się go uwolnić. Czy to się uda? Przekonamy się zapewne wkrótce.
Rodzina Marceliny nie wierzy stronie tureckiej
W wersję przedstawianą przez turecką stronę nie wierzy również rodzina Marceliny. - Nie dajemy wiary tureckiej policji. Złożyliśmy stosowne oświadczenie w tamtejszej prokuraturze. Naszym zdaniem oni szukają kozła ofiarnego. Wierzymy, że Marcelina potwierdzi to, gdy tylko się obudzi, a aresztowana osoba zostanie jak najszybciej uwolniona. Miejsce, w którym doszło do wypadku, było nieprawidłowo zabezpieczone – powiedział portalowi nowiny.pl ojciec 22-latki.
Marcelina przebywa obecnie w szpitalu w Rybniku. Jest w ciężkim stanie, ale najbliżsi mają nadzieję, że z czasem zacznie się on poprawiać.