Rocznica pacyfikacji kopalni "Wujek" w Katowicach. Czemu wprowadzono stan wojenny?
Aby zrozumieć, co wydarzyło się dokładnie 40 lat temu, trzeba przypomnieć, że kilka dni przed wydarzeniami w Katowicach generał Wojciech Jaruzelski wprowadził w Polsce stan wojenny. Ówczesne władze obawiały się Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, który stanowił wówczas ogromne zagrożenie dla komunistycznego reżimu. Związek cieszył się rosnącym poparciem wśród Polaków. Mocnym sojusznikiem "Solidarności" był kościół. Jeszcze w sierpniu 1980 roku udało obu stronom udało się porozumieć. Podpisano słynne porozumienia, które gwarantowały legalną działalność NSZZ. Rozwój sytuacji w Polsce nie podobał się Moskwie. Związek Radziecki uznał, że "Solidarność" jest ruchem kontrrewolucyjnym. Rozważano interwencję zbrojną w naszym kraju. Nieprzypadkowo za naszą wschodnią granicą odbywały się ćwiczenia wojskowe. W związku z zagrożeniem polskie władze zaostrzyły kurs wobec "S". W konsekwencji w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. w słynnym przemówieniu Jaruzelski poinformował o wprowadzeniu stanu wojennego.
Zobacz także: Katowice: CZOŁG przed kopalnią Wujek. Pełna mobilizacja! Co tam się dzieje?
Wraz z rozpoczęciem stanu wojennego w Polsce rozpoczęły się aresztowania działaczy związkowych. Wśród nich był Jan Ludwiczak, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach. Został on zatrzymany 13 grudnia o godz. 1.00 w nocy. W dwie godziny później informacja o jego aresztowaniu została przekazana załodze kopalni. Wiadomość wywołała oburzenie. Na drugi dzień, 14 grudnia w kopalni odbyła się masówka. W trakcie zebrania podjęto decyzję, że dopóki Ludwiczak nie zostanie wypuszczony, dopóty kopalnia nie wznowi pracy.
Rocznica pacyfikacji w kopalni "Wujek". Górnicy zbuntowali się przeciw władzy
Rozpoczął się strajk. Górników wspierali mieszkańcy, którzy przynosili im wodę i jedzenie. Trzech przedstawicieli kopalni rozpoczęło pertraktacje z komisarzem wojskowym, ale rozmowy zakończyły się fiaskiem.
15 grudnia wydawało się już pewne, że na teren zakładu wejdzie ZOMO. Do górników dotarły wieści, że w kopalniach "Staszic" w Katowicach i "Manifest Lipcowy" (obecnie Zofiówka) w Jastrzębiu-Zdroju przeprowadzono pacyfikację. W nocy górnicy rozpoczęli przygotowania do obrony. Mieli ze sobą jedynie metalowe łańcuchy, pręty, trzonki kilofów i łopat.
Kolejne rozmowy przeprowadzone 16 grudnia na terenie kopalni nic nie dały. ZOMO przygotowało się do wejścia na teren kopalni. Przeciwko grupie około kilkuset górników wyposażonych w wyżej wymienione przedmioty, wystawiono 1400 funkcjonariuszy MO ZOMO, a także 700 żołnierzy. Byli oni wyposażeni w broń palną z ostrą amunicją oraz "ślepymi" nabojami. Mieli także ze sobą armatki wodne, wozy bojowe, czołgi. Rozpoczął się szturm trwający kilka godzin. Około godz. 12.30 na teren zakładu wszedł pluton specjalny ZOMO. To właśnie wtedy doszło do największej tragedii. Funkcjonariusze użyli ostrej amunicji wobec protestujących. Sześciu z nich zginęło na miejscu, kolejnych trzech zmarło w szpitalu.
W wyniku działań funkcjonariuszy zginęli: Jan Stawisiński, Joachim Józef Gnida, Józef Czekalski, Józef Krzysztof Giza, Ryszard Józef Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk, Zenon Zając. Najmłodszy z nich miał 19 lat. Nie było wątpliwości, że ZOMO działało z premedytacją. Dowodem na to było utrudnianie akcji ratunkowej w kopalni. Kilkudziesięciu funkcjonariuszy również zostało rannych. Około godz. 17.30 na teren zakładu wszedł płk Piotr Gębka, zastępca szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego. Strajk zakończono. Około godz. 20.00 z zakładu wyszedł ostatni górnik.
Pacyfikacja kopalni Wujek w Katowicach. Sprawiedliwość (?) po latach
W 1982 roku komunistyczne władze postawiły przed sądem organizatorów strajku. Stanisław Płatek, przewodniczący Komitetu Strajkowego, usłyszał wyrok czterech lat więzienia. Z kolei Adam Skwira, Marian Głuch i Jerzy Wartak otrzymali od sądu karę trzech lat pozbawienia wolności.
Ci zbrodniarze, którzy odpowiadali za śmierć górników, musieli czekać latami na wyroki. Dopiero 24 czerwca 2008 sąd skazał sierż. Romualda Cieślaka (dowódcę plutonu specjalnego "ZOMO") na sześć lat pozbawienia wolności. Jego podwładni zaś dostali 3,5 lub 4 lata więzienia. Czesław Kiszczak, ówczesny szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, został uniewinniony w 2009 roku, choć sąd wskazał rok wcześniej jego "nieumyślną" winę. Przywódcy PZPR nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za to to, co wydarzyło się w kopalni "Wujek" 40 lat temu.