Do skandalicznej sytuacji doszło kilka dni temu w jednym ze śląskich miast. Wolontariuszka fundacji Pet Patrol Rybnik jechała ulicą, gdy nagle zauważyła na ziemi małą, rudą kulkę. Okazało się, że to rdzawy kocur leży przy ulicy. Wszystko wskazywało na to, że potrącił go jakiś nieuważny kierowca. Było widać, że bardzo cierpi.
Jednak nikt mu nie pomógł. Córka właścicieli nawet nie podeszła sprawdzić, w jakim jest stanie. Po prostu założyła, że nie żyje. Widząc oburzoną minę wolontariuszki dodała, że kot nie jest jej własnością, tylko jej rodziców. Powiedziała też, że jak ojciec wróci, to "zabierze go łopatą" z ulicy.
Wstrząśnięta wolontariuszka zadzwoniła po pomoc. Zapadła decyzja, żeby zabrać ranne zwierzę do weterynarza. Kobieta jednak nie chciała się na to zgodzić. Zapewniła, że rodzice się tym zajmą, ale przedstawicielka Pet Patrol Rybnik jej nie uwierzyła. W obawie, że kot nie otrzyma pomocy, zabrała go ze sobą.
Okazało się, że potrącony kocur ma połamaną miednicę i częściowy brak czucia głębokiego. Został już zoperowany i powoli wraca do zdrowia. Nie może się jeszcze zbyt dużo ruszać. Gdy jego leczenie się zakończy, trafi do adopcji.