„Za bramą czekały więźniarki, do których nas zapakowali – wspomina Zbigniew Kupisiewicz, redaktor solidarnościowego „Wolnego Związkowca”. – Po kilkugodzinnym postoju na parkingu Huty, gdy zebrał się odpowiedni transport, rozwozili nas po całym terenie. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia gdzie nas wiozą. Dopiero w nocy, z okien celi, któryś ze współwięźniów odgadł, że to Będzin. Po zatrzymaniu samochodów usłyszeliśmy krzyk: Wyłazić! Biegiem! I w tej chwili poczułem się jak uczestnik akcji filmu o gestapo. Przed nami szpaler milicjantów z pałami i psami. Opluwanie, krzyki, przekleństwa, ujadanie psów i od czasu do czasu odgłos pały na czyichś plecach. Później długi korytarz, na którym staliśmy twarzą do ściany. Dwudziestu kilku więźniów w celi czteroosobowej. Ciągły ruch i hałas”.
Dowodzący akcją raportował przełożonym: „W działaniach użyto 4250 funkcjonariuszy MO, w tym 1673 własnych i 2583 wydelegowanych kraju (…). 1978 żołnierzy WP dysponujących 240 jednostkami wozów pancernych, czołgi, BWP, BRDM. Użyto też 3 śmigłowców, 3 reflektorów przeciwlotniczych, 3 IRS-ów, 1 WUZ, 4 samochodów bojowych SP, 2 dźwigów samochodowych, 86 szt. broni palnej, 5 aparatów fotograficznych i 1 kamery foto...”. „Zestawienie strat własnych w siłach i środkach własnych nie zanotowano. W siłach WP odnotowano upadek śmigłowca w wyniku którego 1 żołnierz (pilot) zginął, a czterech odniosło obrażenia” – raportował pułkownik LWP dowodzący akcją. Były jeszcze dwie ofiary, można byłoby rzec: pokłosie tamtych wydarzeń. Dwóch uczestników strajku: Włodzimierz Jagodziński i Ryszard Kowalski. Pierwszego znaleziono 13 października 1982 r. obok słupa wysokie napięcia; w Dąbrowie Górniczej. Drugiego – w Wiśle, pod Krakowem; 7 lutego 1983 r. W obu przypadkach prowadzący śledztwa uznali, że były to samobójstwa. Przywódcy strajku zostali skazani w szybkim procesie już w styczniu 1982 r. Dostali od 4 do 6 lat więzienia.