Autonomiści zapowiedzieli, że stworzą szerszą formułę wyborczą, która byłaby się w stanie przeciwstawić m.in. „szeroko postępującej centralizacji państwa, podkopywania finansowych fundamentów samorządności i sprowadzania śląskości do dawno zużytych, banalnych sloganów”. I by o tym wszystkim w Polsce było słychać, zawiązano Śląskie Porozumienie Wyborcze. I to ono ma zadecydować o „formule udziału” w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Przypomnijmy, że w wyborach samorządowych jesienią 2018 r. Śląska Partia Regionalna wystartowała do sejmików w województwach śląskim i opolskim. Uzyskała odpowiednio 3,1 proc. (przegrywając m.in. z inną regionalną partią Ślonzoki Razem, która zdobyła 3,23 proc.) i 1,13 proc., co przełożyło się na 0,38 proc. w skali kraju (14. wynik wśród wszystkich komitetów). W obu przypadkach autonomiści nie zdobyli mandatu.
Jak zdobędą je teraz, gdy w podziale mandatów do Sejmu w okręgach wyborczych uwzględnia się wyłącznie listy kandydatów na posłów tych komitetów wyborczych, których listy otrzymały co najmniej 5 proc. (a 8 proc. w przypadku koalicji) ważnie oddanych głosów w skali kraju? Samodzielnie – nigdy. Chyba tylko wówczas, gdyby ktoś z wielkich ugrupowań przygarnął kogoś z autonomistów na swoją listę. W grę wchodzi jedynie PO, ale czy na jej listach działacze RAŚ i ŚPR mogą liczyć na tzw,. Dobre miejsca? Jeśli już to autonomiści mogą powalczyć o mandat senatorski. W wyborach do wyższej izby parlamentu przypadnie on temu, kto zdobędzie najwięcej głosów. Dotychczas tak sztuka nie udała się śląskim autonomistom. Czy uda się, gdy Śląskie Porozumienie Wyborcze stworzyli wraz stowarzyszeniami niemieckimi działającymi na Górnym Śląsku?