Religia w szkole: księża jak celebryci, plan lekcji podporządkowany pod katechezy, krzyże w salach lekcyjnych i gazetki z Janem Pawłem
Uczniowie, nauczyciele i rodzice dzieci ze śląskich szkół komentują religię w szkole:
Szkoła daje wyjątkowo silny nacisk na religię, księża często bywają na szkolnych uroczystościach, traktowani są niemal jak jacyś celebryci.
Całkowite podporządkowanie planu lekcyjnego pod katechetę. Wymuszanie oświadczeń o przejmowaniu odpowiedzialności za dziecko nieuczestniczące w religii, gdy ta jest na skrajnych lekcjach.
We wszystkich salach wiszą krzyże, na korytarzach są gazetki i wystawki dotyczące Jana Pawła II itp. Lekcje religii katolickiej (bo innych nie ma) są często w środku planu, co powoduje okienka dla niechodzących uczniów. Rekolekcje odbywają się w godzinach lekcyjnych, od osób nie biorących udziału w rekolekcjach wymaga się podpisywania oświadczeń o opiece itp. Msza św. na początek i na koniec roku też jest organizowana. Szkoła dla dzieci niechodzących na religię wymusza podpisywanie oświadczeń rezygnacji z zajęć. W oddziale przedszkolnym dzieci, które nie chodzą na religię muszą wychodzić z sali, często jako jedyne dziecko.
Jak widać, organizacja zajęć religii w placówkach często odbywa się kosztem innych przedmiotów. W większości przypadków ze szkodą dla ucznia. O tym, jak wygląda organizacja lekcji religii w polskiej szkole rozmawiamy z Dorotą Wójcik, prezeską Fundacji Wolność od Religii.
Mapa (nie)równości w szkole - ma zobrazować religię w szkole
Super Express: W ciągu roku na "Mapie (nie)równości w szkole" pojawiło się blisko 2 tysiące zgłoszeń. Zaskoczyła Panią ich ilość?
Dorota Wójcik: To jest to, czego się spodziewaliśmy. Jesteśmy sporą organizacją, mamy duże zasięgi. Ilość tych zgłoszeń pokrywa się z naszymi przewidywaniami.
Mapa ma upublicznić problemy szkoły z katechezami i symbolami religijnymi
SE: Jak powstał pomysł stworzenia tej mapy? Takich inicjatyw jest całkiem sporo. Powstała m.in. mapa szkół przyjaznych dla LGBTQ+. Czy to jest podążanie za tą konwencją? Czy jest to odpowiedź na zapotrzebowanie?
DW: Jest to jedno z wielu narzędzi, którym dysponujemy i którym dysponują inne organizacje pozarządowe. Jest ono popularne, obrazuje problem, stanowi punkt wyjścia do rozmowy o tym, jak go rozwiązać. To część projektu dofinansowanego z funduszu EOG. Pojawił się pomysł, żeby przedstawić to w taki obrazowy sposób, aby rodzice mieli możliwość wysyłania zgłoszeń nie tylko w postaci przekazywanej nam wiadomości, ale by mogli "odhaczyć" daną szkołę na mapie. To daje możliwość publicznego pokazania, jakie problemy występują w danej placówce. Szkoła może również zobaczyć, co dotyka rodziców wywodzących się z mniejszości religijnych. Może się wówczas odnieść poprzez zmianę praktyk.
Rodzice chętnie opisują absurdy związane z nauką religii w szkołach
SE: Blisko 60 procent zgłoszeń przysyłali rodzice...
DW: Tak to wygląda na poziomie deklaracji. Większość stanowili rodzice, co też nas nie zaskakuje. My, dorośli, świadomi problemu i swoich praw, buntujemy się wobec zastanej rzeczywistości polskiej szkoły publicznej.
Przemoc symboliczna w szkole - m.in. krzyże na ścianach sal lekcyjnych
SE: Czy na bazie raportu, który powstał na podstawie mapy, możemy stawiać jakieś ogóle wnioski? Chodzi o kwestie nie tylko nauki religii, ale także organizacji pracy w szkole. Jakie są te główne problemy?
DW: Stworzyliśmy cztery kategorie problemów na podstawie naszych doświadczeń z poprzednich lat działalności na rzecz mniejszości bezwyznaniowej (Nieprawidłowości w organizacji lekcji religii i etyki w szkołach i przedszkolach, Msze, rekolekcje, parareligijne imprezy szkolne, Przemoc symboliczna i wartości szkoły, Inne przyp. red). Nie było zaskoczenia jeśli chodzi o zgłoszenia, jakie pojawiały się od uczniów czy rodziców. Niektóre dotyczyły tej tzw. przemocy symbolicznej, czyli na przykład wybierania Jana Pawła II na patrona szkoły. To jednak może dotyczyć pięciu procent szkół, więc tych zgłoszeń nie będzie dużo. Kolejna kwestia to krzyże wiszące w salach szkolnych czy na korytarzach. To dotyczy zdecydowanej większości szkół w Polsce. Mamy komunikaty, że one tam są i że to przeszkadza, narusza godność osób, które nie należą do Kościoła katolickiego.
Kościół Rzymskokatolicki postrzegany jako jedyna religia i jedyny słuszny wybór światopoglądowy w polskich szkołach
SE: Czy słowo "przemoc" nie jest w tym przypadku za mocne? Kiedy myślimy "przemoc", widzimy oczami wyobraźni jakąś bijatykę, agresję słowną. Czy wiszący w szkolnej sali krzyż to objaw przemocy?
DW: To jest pojęcie naukowe. To nie jest coś, co my wymyśliliśmy. Jest bardzo rozbudowane, należycie zbadane. Przemoc symboliczna to miękka forma przemocy, w której jakaś grupa społeczna jest uprzywilejowana. Tworzy się rzeczywistość, społeczność, w której ta grupa ma większe prawa, ale wszyscy postrzegają to jako rzecz naturalną. Ciężko obarczyć kogoś winą, ponieważ ta przemoc może pojawiać się od wielu pokoleń. U nas w Polsce taką przemoc symboliczną obserwujemy wokół Kościoła katolickiego. Mówi się wprost, że coś jest "opinią Kościoła", ale nikt nie dodaje, że chodzi o stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego. On ma już taką pozycję w polskim państwie, że jest postrzegany jako jedyna religia i jedyny słuszny wybór światopoglądowy. To się przenosi potem na życie szkolne, a nawet na inne sfery, jak prawa kobiet, czego przykład mieliśmy w ostatnich latach przy sprawie aborcji. Ta przemoc symboliczna polega właśnie na tym, że kiedy dziecko zapisujemy do szkoły publicznej w Polsce, obserwujemy sytuację, w której istnieje jeden światopogląd. Nauczyciele, dyrektorzy zostawiają w sposób miękki ślad, że w placówce istnieje tylko jedna droga, a wszystko inne jest złe. Gdy ktoś chce zdjąć krzyż, traktowany jest jako wojujący ateista. Tymczasem przestrzeń publiczna powinna być neutralna. Prawosławni na przykład mają inny krzyż. Dlaczego więc w salach wisi tylko jeden, katolicki krzyż? Kościół posługuje się terminem "religia chrześcijańska", ale to jest tylko podstawa do tworzenia tej przemocy symbolicznej. To narusza prawa osób innych wyznań lub osób nienależących do jakiegokolwiek wyznania. Przestrzeń publiczna powinna być przyjazna dla wszystkich uczniów.
Religia w szkole nie tylko na katechezie - wszechobecne symbole religijne w szkole
SE: Dla mnie to nadal spore zaskoczenie, że wiszący krzyż bądź papież jako patron szkoły jest zestawiane ze słowem "przemoc". Czy to słowo jest na pewno adekwatne?
DW: Dla mnie to jest przemoc. Ja jestem osobą dyskryminowaną i wykluczaną ze społeczności szkolnej. To przemoc wobec mnie, jako rodzica, który ma prawo wychowywać w zgodzie z własnym światopoglądem. W sali od matematyki wisi krzyż, który jest symbolem wiary innych rodziców, innych uczniów i nie uwzględnia mojego wyznania.
W szkole brakuje wolności wyznania
SE: Przejdźmy do samych zgłoszeń. Czy któreś Panią zaskoczyło? Ja, kiedy czytałem o kanapkach z szynką wyrzucanych w piątki przez katechetkę, złapałem się za głowę. Mamy inflację, wysokie ceny, kryzys uchodźczy, chyba nie stać nas na takie "rzucanie mięsem".
DW: Media lubią takie skrajne przypadki. Nie mogę wskazać takiego jednego przykładu. Nie buduję swojej działalności w organizacji samorządowej na kontrowersji. Nie chciałabym sprowadzać tego tematu do takich kwestii. Mnie jest strasznie przykro, że ja musiałam to wszystko czytać. Musiałam jeszcze bardziej doświadczyć tego, czego doświadczają od wielu lat rodzice i ich dzieci w szkołach, jeśli chodzi o przestrzeganie ich prawa do wolności wyznania i sumienia. Było mi przykro i smutno, że żyję w takim państwie, które nie odpowiada na potrzeby mniejszości światopoglądowych. Nawet wyrzucanie kanapek przez katechetkę mnie nie oburza. Jest to zgodne z dogmatami tej religii, na którą uczęszczają uczniowie w szkole.
Lekcje religii w bloku zajęć obowiązkowych
SE: Czy ten raport spotkał się z jakąś reakcją szkół? Co one na to? Czy ministerstwo jakoś odniosło się do sprawy?
DW: Ogóle spostrzeżenie to ignorowanie problemów, które poruszamy. One pojawiają się w naszej działalności od kilkunastu lat. Instytucje publiczne, ministerstwo, kuratoria, dyrektorzy szkół ignorują nasze problemy, bagatelizują je. Mówią, że większość obywateli i tak należy do Kościoła katolickiego, więc my robimy "wielkie halo" z małych rzeczy. Próbowaliśmy konsultować się indywidualnie z dyrektorami poszczególnych szkół. Robił to w naszym imieniu radca prawny. Kontaktował się ze szkołami, informował o zgłoszeniach, które się pojawiły, omawiał je. Niestety, problem jest ignorowany lub bagatelizowany. Dyrektorzy wykręcają się problemami organizacyjnymi, np. nie da się tak ułożyć planu zajęć, żeby religia była na początku lub na końcu poza blokiem zajęć obowiązkowych. I to jest właśnie jeden z najczęstszych problemów w polskiej edukacji publicznej. Uczniowie innego wyznania niż rzymskokatolickie spędzają po dwie godziny bezproduktywnie na okienkach w bibliotece tylko dlatego, że czasem nawet fizyczna mniejszość w szkole realizuje swoją potrzebę wychowania religijnego.
Krzyż na ścianie sali lekcyjnej a świadomość społeczna
SE: Z czego to wynika? Czy kościół ma za dużo do powiedzenia na temat edukacji w Polsce? Mówi się, że istnieje niepisany sojusz "tronu z ołtarzem", czyli władzy świeckiej z hierarchami kościelnymi. Czy to może mieć wpływ? Może musi się zmienić również świadomość społeczna w tej kwestii?
DW: Myślę, że każdego dnia mamy wpływ na rzeczywistość, w jakiej żyjemy. Może to być na przykład wsparcie rodziców, którzy artykułują, że pewne rzeczy im przeszkadzają na zebraniach szkolnych. Jeśli jeden rodzic proponuje, aby reszta rozważyła zdjęcie krzyża w sali, w której są uczą się dzieci z klas 1-3, to mogliby takiego rodzica wesprzeć i powiedzieć: Tak, tak przestrzeń nie jest neutralna dla wszystkich, mamy kilku uczniów wyznania prawosławnego bądź innego i powinniśmy to uwzględnić. Myślę, że świadomość społeczna też się zmienia na skutek kampanii społecznych, zachowań, które obserwujemy. Każdego dnia mamy wpływ na to, w jakim kraju żyjemy. Nie powinniśmy czekać na zakończenie tak zwanego bliskiego związku państwa i kościoła oraz na wybór polityków, którzy to zrobią zaraz. To ważne, ale to my mamy wpływ na to, co się dzieje. Musimy o tym pamiętać.
Inicjatywy rodziców w sprawie symboli religijnych i lekcji religii w szkołach
SE: A rodzice podejmują takie inicjatywy? Czy nie spotykają się z ostracyzmem?
DW: Każda mniejszość, nie tylko wyznaniowa, ale także np. seksualna, bierze na siebie chłód społeczeństwa, które nie rozumie jej potrzeb. Ostracyzm, nieprzyjemne rozmowy są konsekwencją bycia w mniejszości. Ja również miałam takie sytuacje jako ateistyczny rodzic dwóch synów. Istnieje potrzeba, aby większość uwrażliwić na potrzeby mniejszości.
Uczniowie z automatu są zapisywani na nieobowiązkową naukę religii rzymskokatolickiej
SE: Co w takim razie zrobić z ta religią w szkole? Ma być nieobowiązkowa? Obowiązkowa? Jaka jest Państwa optyka?
DW: My zmieniamy rzeczywistość mniejszości poprzez docieranie z komunikatem, jakie mamy prawa. Ta mniejszość potrafi korzystać z informacji prawnych, które udostępniamy. Staramy się wymagać od dyrektorów szkół, kuratoriów, aż po samo ministerstwo, by obowiązujące prawo było przestrzegane. Przez wiele ostatnich lat rozporządzenie dotyczące nauki religii, obowiązujące od 1992 roku, nie było przestrzegane i nadal nie jest. Wszyscy uczniowie, szczególnie w małych miejscowościach, z automatu są zapisywani na nieobowiązkową naukę religii rzymskokatolickiej. Nikt nikogo nie pyta, czy jest innego wyznania, czy w ogóle wierzy. Jedyne, co może zrobić, to się wypisać. Jest to sprzeczne z prawem. Obserwujemy spory problem, jeśli chodzi o świadomość prawną rodziców. Na ten moment korzystamy z narzędzi, które mamy dzisiaj. Jeśli za jakiś czas pojawi się przestrzeń do dyskusji, w której będziemy mieli możliwość przedstawienia swojego poglądu na temat nauki religii w szkołach, to wówczas przedstawimy swoje argumenty. Uważamy, że szkoła publiczna powinna być miejscem przekazywania wiedzy naukowej, bazującej na doświadczeniach empirycznych, a wychowanie religijne powinno pozostawać w gestii rodziców i poza publicznym systemem edukacji.
Szkoły neutralne światopoglądowo w Polsce
SE: Etyka w szkole zamiast religii?
To zbyt duże uproszczenie. Wychowanie religijne to jedna kwestia. A kształtowanie moralności dziecka w kontekście naukowym to jest zupełnie inna sprawa. Musimy stawiać pytanie, czy etyka, czyli nauka o moralności, mająca silne podstawy naukowe, zajmująca się rozpatrywaniem dylematów moralnych, mogłaby być obowiązkowa w szkole. Ja uważam, że mogłaby, to niczemu nie szkodzi. Ale nie można zestawiać tych przedmiotów. Religia nie jest oparta na nauce. Polega na przekazywaniu pewnych dogmatów. Etyka jest oparta na nauce, jest dobra dla każdego ucznia, niezależnie od poglądów. Dobre prowadzenie tego przedmiotu powinno polegać na nauczaniu moralności, krytycznego myślenia, rozmawiania o tym.
Inne religie w szkole na takich samych prawach jak religia katolicka
SE: Czy w Polsce w ogóle istnieją szkoły neutralne światopoglądowo? To z pewnością zależy od regionu, ale czy znalezienie takiej placówki dla rodzica ateisty jest łatwe?
DW: Są na pewno placówki prywatne. Jedna z nich jest w Lublinie. Trzyma standard, jeśli chodzi o neutralność, nie było tam żadnych skarg. Nie ma tam krzyży w salach, ale jest to placówka elitarna. Wydaje mi się, że tylko w takich szkołach jesteśmy w stanie spotkać się z taką wrażliwością. Jest kilka placówek w Polsce, które wysyłają pozytywny feedback co do zgłaszanych problemów. Odpowiadają otwarcie na to, co mówimy. Jest spory odsetek szkół, w których uczniowie uczęszczają na lekcje etyki, bo są one prowadzone w odpowiedni sposób. Rodzice są także we właściwy sposób informowani, że takie zajęcia są w szkołach. Takie placówki są w Polsce, ale są to tak naprawdę indywidualne przypadki. Rodzice pytają nas czasem, kiedy stworzymy mapę szkół, które są wrażliwe na mniejszości światopoglądowe. Ale jest ich za mało, żeby je umieszczać na mapie. Polskie państwo nie jest na to gotowe.
Władza - Kościół - Szkoła - Inicjatywy
SE: Poza mapą... Jakie jeszcze inne inicjatywy realizuje fundacja, aby pokazać, że ten "katolicki" sposób życia nie jest jedyną drogą, jaką można obrać w życiu?
DW: Budżetujemy swoje działania co roku i raz na rok je dokładnie planujemy. Drugą poważną sprawą, która zajmuje na dużo czasu, są kampanie billboardowe. Przekazujemy w ten sposób ważne dla nas komunikaty. Pierwsza taka kampania odbyła się w 2012 roku pod hasłem "Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę". Były również inne: "Masz prawo nie wierzyć", "Szkoła to nie kościół", "Ateiści są boscy". We wrześniu będziemy kontynuowali kampanię dla uchodźców z Ukrainy. Chcemy, żeby dotarł do nich komunikat, iż religia prawosławna i każda inna powinna być realizowana w szkołach na takich samych zasadach, co religia katolicka. Może być bowiem sytuacja taka, że jak teraz uczniowie siedzą w bibliotekach, bo rzymskokatolickie dzieci mają religię, tak wkrótce to właśnie uczniowie chodzący na religię rzymskokatolicką będą siedzieli w bibliotekach, bo zajęcia będą się odbywały dla dzieci osób prawosławnych. Wśród Ukraińców to aż 65 procent populacji. Chcemy, żeby Ci ludzie wnioskowali o takie zajęcia w szkołach. Teraz jest tak, że te dzieci uczestniczą w zajęciach z religii rzymskokatolickiej, bo myślą, że jest to dla nich obowiązek, albo siedzą dwie godziny w bibliotece, mają okienka, a potem w sobotę idą na zajęcia swojego kościoła prawosławnego.
SE: Jak Wasze działania są obecnie odbierane w Polsce? Wiemy, że przy obecnej władzy organizacje prokatolickie mają swój "dobry czas". Czy nie próbują jakoś dyskredytować tego, co robicie?
DW: Czy środowiska katolickie są dla nas uciążliwe? Myślę, że nie. Bardziej państwo jest opresyjne wobec grup mniejszościowych i stwarza wrażenie totalnej jednomyślności światopoglądowej narodu polskiego. Nie jest tajemnicą, że rządzi nami partia jasno określona światopoglądowo, narodowo-katolicka. Około 30 procent obywateli wybiera tę partię, w związku z tym pozostajemy w jakiejś opresji tego ugrupowania i tych działań, które prowadzi ono pod rękę z kościołem. Wracając do przemocy symbolicznej. Właśnie wciąganie kościoła przez państwo jest jej dobrym przykładem. Pewne rzeczy stają się naturalne. Na przykład to, że po wyborze prezydenta widzimy jego udział w mszy rzymskokatolickiej. Jest to wydarzenie publiczne, finansowane ze środków publicznych. Pewne rzeczy zaczynają być ustrukturyzowane. Kościołowi jest to na rękę. A także tej partii, której elektorat jest narodowo-katolicki.