Zabrze

i

Autor: WikiCommons

Pieniądze samorządów

Czy Zabrze upadnie i zniknie z mapy? Zadłużenie kulą u szyi miasta

2024-09-03 14:28

O gigantycznej dziurze w miejskiej kasie mówi oficjalnie od kilku miesięcy nowa prezydent Zabrza. Czy uda się znaleźć brakujące 800 milionów zł? A jeśli nie, to czy miastu grozi widmo upadku? Była - i to niedawno - gmina w Polsce z kolosalnymi długami. Ale już nie ma jej na mapie. Została zlikwidowana i podzielona między sąsiadów. Czy Zabrze czeka podobny los?

O finansowych problemach Zabrza słychać od kilku miesięcy. W zasadzie od momentu, gdy w magistracie nastąpiła powyborcza zmiana warty i w fotelu prezydenta zasiadła z woli wyborców Agnieszka Rupniewska. Kandydatka Koalicji Obywatelskiej w drugiej turze (w stosunku (57,85 proc. do 42,15 proc.) pokonała kierującą miastem przez 18 lat Małgorzatę Mańkę-Szulik.

Rupniewska zajrzała z bliższej perspektywy do zabrzańskiej kasy (wcześniej przez kilka kadencji mogła to robić jako radna) i podniosła larum: brakuje 800 milionów zł!

- Po zaprzysiężeniu pani skarbnik podeszła do mnie i powiedziała mi, że chce porozmawiać o sytuacji finansowej Zabrza i o tym, jak będziemy wyglądać za trzy tygodnie. 7 maja, czyli w dniu zaprzysiężenia, dowiedziałam się, że 3 czerwca stracimy płynność finansową - opowiadała prezydent Agnieszka Rupniewska w niedawnej (27 sierpnia 2024 r.) rozmowie na antenie TVP3 Katowice.

Zadłużenie, czyli długa lista deficytów. I pierwszy pomysł na ratunek: kolejne obligacje

Brakowało na rzeczy z punktu widzenia bieżącego funkcjonowania miasta podstawowe:

  • na opłatę rachunków za energię i wodę w magistracie,
  • na pensje dla urzędników,
  • na zarządzane przez miasto placówki służby zdrowia i oświaty.

Brakowało na opłacenie ubiegłorocznej składki do Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii (w wysokości 35 mln zł), co dotyczy już kolejnej fundamentalnej dla mieszkańców sprawy: komunikacji publicznej. Brakowało też na finansowanie spraw nieco mniej przyziemnych, ale przecież równie istotnych - jak instytucje kultury.

Brakowało na wszystko.

800 mln zł to suma niebagatelna - łagodnie mówiąc. Przy dochodach miasta szacowanych na 1,33 mld zł oznacza dziurę w budżecie na poziomie przekraczającym 60 proc. Jak ją zasypać? Na początek pożar postanowiono gasić... benzyną. Tak publicystycznie można określić wypuszczenie puli miejskich obligacji na kwotę 75 mln zł. To kolejny dług, który kiedyś trzeba będzie przecież spłacić.

Skąd wziąć pieniądze? Zaczęło się zaciskanie pasa

Równolegle jednak przyszedł czas na oszczędności - postanowiła nowa prezydent i na gwałt zaczęła ich szukać. Najpierw najbliżej siebie. Cięcia objęły ratusz:

  • zwolniono około stu osób,
  • zlikwidowano kilka wydziałów,
  • urzędnikom odebrano stałe ryczałty na benzynę,
  • zredukowano o jedną piątą pensje prezydent i jej zastępców.

Ograniczenia objęły też instytucje dotowane przez zabrzańskich podatników, jak choćby Teatr Nowy, który w wyniku konieczności zaciskania pasa skrajnie ograniczy zaplanowaną do końca roku aktywność.

Krokiem - radykalnym, bo długofalowym - była budząca w ostatnich tygodniach gorące dyskusje decyzja o pozbyciu się przez miasto udziałów w zasłużonej, będącej jedną z wizytówek Zabrza instytucji kulturalno-turystycznej, czyli w Muzeum Górnictwa Węglowego. Mający przynieść ok. 8 mln zł oszczędności rocznie krok (tyle mniej więcej wynosi dotacja z kasy miasta dla MGW) ostatecznie - o czym pisaliśmy - poparli radni. Finałem po zapowiedzianych negocjacjach będzie przejęcie od 2025 r. całości nadzoru nad muzeum przez samorząd wojewódzki Śląska.

- Rozpoczęła się procedura, która ma doprowadzić do tego, że od nowego roku samorząd województwa będzie jedynym podmiotem prowadzącym Muzeum Górnictwa Węglowego i gwarantującym stabilność pracownikom oraz dalsze wzbogacanie oferty – informował niedawno PAP rzecznik Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego Sławomir Gruszka.

Widmo "bankructwa". Ekspert wyjaśnia, jak wyglądają przepisy

A co, jeśli te wszystkie kroki naprawcze okażą się niewystarczające? Czy miastu grozi, jak tu i ówdzie słychać, "bankructwo"? Rozmawiamy o tym z dyrektorem Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego, prof. Pawłem Swianiewiczem. Mówi "Super Expressowi", że to przesada. Spora przesada.

Dalsza część artykułu poniżej galerii:

- Mówienie o bankructwie Zabrza - zresztą mówienie o bankructwie jakiegokolwiek miasta - jest jedynie figurą publicystyczną. Polskie prawo nie przewiduje bowiem możliwości, by jakakolwiek jednostka samorządu terytorialnego zbankrutowała. W przypadku utraty płynności finansowej zawsze może ona liczyć na pomoc budżetu państwa. Te przepisy są zresztą, moim zdaniem, zbyt liberalne, ponieważ zdejmują z banków część odpowiedzialności przy udzielaniu pożyczek samorządom. Jeśli bank kredytuje przedsiębiorcę, to ponosi ryzyko. Jeżeli kredytuje samorząd, może być spokojny. To nie fair - uważa prof. Paweł Swianiewicz.

A jednak gmina może zniknąć z mapy. Przypadek z Pomorza Zachodniego

Historia zna jednak przypadek, gdy pętla długów zacisnęła się na gminnej szyi tak mocno, iż ratunku już nie było. Chodzi o Ostrowice w Zachodniopomorskiem. Właśnie ze względu na niebotyczne zadłużenie gminę tę na mocy specustawy z 1 stycznia 2019 r. po prostu... zlikwidowano (mówiąc językiem prawnym "zniesiono"), a jej teren podzielono między sąsiadów - gminy Złocieniec i Drawsko Pomorskie.

Ostrowice liczyły ok. 2,5 tys. mieszkańców, a roczne dochody gminy kształtowały się na poziomie kilku milionów zł. Gdy przestała istnieć, jej długi przejął Skarb Państwa. I to jakie długi! Do wojewody zachodniopomorskiego 47 wierzycieli zgłosiło wierzytelności na łączną kwotę ponad 52 mln zł: ponad 39 mln zł należności głównych i ponad 12 mln zł odsetek.

Prokuratura wskazała podejrzanych. Oskarżeni o nadużycia, przekroczenie uprawnień i zadłużenie gminy, które doprowadziło do utraty płynności finansowej, a w efekcie - do bankructwa, zostali wójt Wacław M. i skarbniczka Krystyna K. W pierwszej instancji usłyszeli surowe wyroki: 7 lat bezwzględnego więzienia. Dużo łaskawszy okazał się Sąd Apelacyjny w Szczecinie, który w grudniu 2023 r. obniżył te kary do zaledwie roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.

Czyli istnieje jednak ryzyko, że podobny scenariusz spełni się w Zabrzu? Takie pytania pojawiają się - i to już nie tylko na Śląsku - coraz częściej. Widmo administracyjnej likwidacji tak dużego miasta i rozczłonkowania go pomiędzy sąsiadów wydaje się na pierwszy rzut oka nieprawdopodobne. Ale czy na pewno? Na szczęście przed takim czarnowidztwem ostrzega ekspert z dziedziny samorządu terytorialnego:

- To zupełnie niepodobna sytuacja, nieporównywalna. W Ostrowicach było łamanie prawa, było branie pożyczek w parabankach... W Zabrzu z niczym takim, o ile mi wiadomo, nie mamy do czynienia. Poza wszystkim to nie ta skala. Czym innym mała gmina, a czym innym 170-tysięczne duże miasto. Zatem absolutnie wykluczam, żeby na Śląsku mogła powtórzyć się sytuacja znana z Zachodniopomorskiego - zdecydowanie twierdzi w rozmowie z "Super Expressem" prof. Paweł Swianiewicz, szef Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego.

Czyli - można odetchnąć, a problemu nie ma? Bynajmniej. Finansowe kłopoty Zabrza są faktem, a na horyzoncie nie widać na razie kompleksowego, szybkiego i skutecznego sposobu ich rozwiązania.

Polskim teatrom grozi bankructwo (Super Raport)
Sonda
Czy władza w Twojej gminie dobrze wydaje publiczne pieniądze?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki