"Dzieci są dla mnie wszystkim"

Daria przyznaje: Po pijaku uderzyłam córkę. Od trzech lat robi wszystko, by z mężem odzyskać piątkę dzieci

Daria i Radosław Dalemula chcą od losu drugiej szansy. W kwietniu 2019 roku policja zabrała ich dzieci, kiedy w domu doszło do karczemnej awantury pod wpływem alkoholu. Przez trzy lata małżeństwo wzniosło się na wyżyny, by odzyskać dzieci. Sąd pozostaje niewzruszony.

10 kwietnia 2019 roku do mieszkania rodziny Dalemula w Rydułtowach przyjechała policja. Między Darią i Radosławem doszło do pijackiej scysji. - Pokłóciliśmy się i poszarpaliśmy. Mąż zadzwonił na policję. Jeden mundurowy chciał nas ukarać mandatem, ale drugi zdecydował, by zabrać dzieci. Ja uderzyłam córkę - wspomina kobieta. Darię zatrzymano i skierowano na konsultację psychiatryczną. - Kiedy policja zabrała dzieci, powiedziałam, że nie chce mi się żyć - dodaje.

Czytaj również: Zabrze: 15-letnia Agnieszka skoczyła z 10. piętra. "Spoczywaj kochanie w spokoju"

Rodzina straciła stały kontakt z piątką pociech. Ewelina ma obecnie 12 lat i mieszka w Domu Pomocy Społecznej w Łące na Podkarpaciu. Damian ma 12 lat, jest w domu dziecka w Gorzyczkach. Ta dwójka wymaga specjalistycznego wsparcia psychologicznego, bowiem nikt nie potrafi dać sobie z nimi rady. Byli już u kilku rodzin i w różnych ośrodkach. Zdarzało się, że gdy byli razem u jednej rodziny zastępczej, Damian rzucał się na siostrę z siekierą lub nożem. Julia (10 l.), Kacper (9 l.) i Lidia (5 l.) są w rodzinach zastępczych.

- Dzieci tęsknią, chcą wrócić do domu, ale sąd nie daje nam szansy - twierdzi pani Daria. Razem z Radosławem mają jeszcze synka Marcina, który ma nieco ponad roczek. Sąd chce również odebrać to dziecko.

Państwo Dalemula walczą o odzyskanie dzieci

Pani Daria twierdzi, że ani sąd, ani PCPR, ani też rodziny zastępcze nie informują jej chociażby o sytuacji zdrowotnej jej pociech. Sama usiłuje zdobyć informacje. Dalemulowie mają ograniczone prawa rodzicielskie. Mogą spotykać się jedynie dwa razy w tygodniu w budynku PCPR. - Kiedy dzieci pytają nas, kiedy wrócą, to mówimy im, że to jest decyzja pani sędzi - dodaje Radosław. Daria zgłosiła na prokuraturę, że Julia i Kacper są ofiarami przemocy w swojej rodzinie zastępczej. Sprawa jest w toku. - Julka mówi, że ją wujek bije ją i Kacpra. Dziecko stało się agresywne. Rzuca torbą, książkami. Jak jedzie do rodziny zastępczej, zaczyna się chaos - twierdzi kobieta.

Zobacz również: Dramat w Sosnowcu. Odebrali parze czworo maleńkich dzieci! W tle rozdzierający krzyk

Daria i Radosław Dalemula chcą odzyskać swoje dzieci

Przez trzy lata zrobili wszystko, aby cała piątka wróciła do domu. Starają się utrzymywać kontakt z dziećmi, choć mówią, że mają z tym spore trudności. Daria twierdzi, że rodziny zastępcze i PCPR kładą im kłody pod nogi. Radek, choć nie jest biologicznym ojcem Eweliny i Damiana, stara się z nimi utrzymywać kontakt. - Sąd musi jednak wydać decyzję, że pozwala mi na kontakt telefoniczny - dodaje.

Zobacz również: Matka tak pobiła pasem 4-letnią córeczkę, że dziecko trafiło do szpitala: „Z czwórką dzieci być, to jest trochę ciężko”

Daria i Radosław stawiają się na każde spotkanie w PCPR. Ukończyli terapię małżeńską, szkołę rodzica, terapię rodzinną. Pani Daria chodziła do psychologa. Mieli asystenta rodziny, ale ten został wycofany, bo uznano, że zwyczajnie nie jest potrzebny. Radek pracuje w Czechach w fabryce,, która produkuje baki do samochodów. Dalemulowie wnioskują do sądu o rozszerzenie władzy rodzicielskiej, częstsze spotkania z dziećmi, ale ich starania idą na marne. Sąd nie wyraża zgody. Pisali listy do Rzecznika Praw Dziecka i Ministerstwa Sprawiedliwości. Wszystko na marne.

Chcą odzyskać dzieci. Sąd: Sprawa jest skomplikowana

Przesłaliśmy do Sądu Rejonowego w Wodzisławiu Śląskim pytania w sprawie sytuacji dzieci pani Darii i Radosława. Czy trzy lata rozłąki z rodzicami, którzy podjęli starania w kierunku poprawy swojej sytuacji, to nie za długo? Na jakim etapie jest sprawa? Odpisała nam prezes Sądu Okręgowego w Rybniku, sędzia Agata Pędrecka.

- Jestem zmuszona odmówić odpowiedzi na zadane pytania - czytamy w przesłanym do nas piśmie. - Moje stanowisko podyktowane jest tym, że sąd mając na względzie dobro małoletnich i ochronę ich życia prywatnego, podjął decyzję o prowadzeniu posiedzeń przy tzw. "drzwiach zamkniętych". Takie działanie ma na celu jak najlepsze zabezpieczenie interesów małoletnich, zarówno dotyczących ich spraw osobistych, jak i materialnych - pisze sędzia.

Zobacz także: Gdańsk. Ksiądz ZGWAŁCIŁ nastolatkę dwa razy! Sąd złagodził wyrok

Dalej dowiadujemy się, że sprawa jest skomplikowana i wymaga zebrania wielu różnych opinii. Sprawa jest objęta nadzorem prezesów sądów w Rybniku i Wodzisławiu Śląskim. Sprawozdania z tych nadzorów wędrują do Ministerstwa Sprawiedliwości. Sędzia Pędracka informuje, że tok sprawy jest poddany kontroli i jest ona prowadzona bez nieuzasadnionej zwłoki. Dodaje że jako prezes nie ma wpływu na merytoryczne rozstrzygnięcia sądu, co wynika z ustawy o ustroju sądów powszechnych.

Rodzinie z miejscowości Rydułtowy pomaga mecenas Jacek Pękalski. - Z pewnością jest to skomplikowana sprawa rodzinna. Od ponad trzech lat toczy się postępowanie w sprawie odebrania rodzicom władzy rodzicielskiej. Sąd w trybie zabezpieczenia umieścił dzieci w rodzinach zastępczych. Państwo Dalemula mają aktualnie bardzo ograniczony kontakt z dziećmi. Jak wynika z relacji rodziców oraz sporządzonych w tej sprawie opinii, dzieci chcą wrócić do rodziców, do domu. Państwo Dalemula bardzo starają się, by odzyskać dzieci. Wzięli udział w terapii rodzinnej, ukończyli zajęcia w ramach „Szkoły dla Rodziców” w celu podwyższenia kompetencji wychowawczych jednak nie wpłynęło to na jakąkolwiek zmianę w zakresie przywrócenia im opieki nad dziećmi bądź zmiany postanowienia o zabezpieczeniu poprzez złagodzenia jego restrykcyjności - pisze komentując obecną sytuację rodziny.

- Można mieć wątpliwości, czy jedynym słusznym rozwiązaniem w tej sprawie, zgodnym z dobrem dzieci, było ponad trzyletnie fizyczne ich odseparowanie od rodziców biologicznych. Przecież przed zabraniem dzieci nikt nie zarzucał Państwu Dalemula nieprawidłowości w wykonywania przez nich władzy rodzicielskiej nad dziećmi. Zastrzeżenia budzi również czas rozpoznania tej sprawy przed Sądem. Niewątpliwie na przedłużające się postępowanie sądowe bezpośredni wpływ miało bardzo długie oczekiwanie na opinię specjalistów sądowych z OZSS w Raciborzu – Sąd czekał ponad rok na sporządzenie i doręczenie opinii. Nie jest to jedyna sprawa, w której zwłoka w uzyskaniu opinii ma bezpośredni wpływ na toczące się postępowanie i przedłuża rozpacz rodziców z powodu zabrania im dzieci - dodaje.

Zobacz również: Pijany ojciec wiózł autem 4-letnią córeczkę! Zgroza w Jastrzębiu-Zdroju

- Gdybym mogła cofnąć czas to nie popełnilibyśmy tego błędu. Sto razy bym się zastanowiła, co robię ale wtedy człowiek o tym nie myślał - mówi ze smutkiem matka szóstki dzieci. - To jest także przestroga dla innych. Gdybym umiała cofnąć czas to bym nie sięgała po alkohol i nie doprowadziła do zabrania dzieci, ale człowiek póki nie straci tych, których kocha, nigdy nie zrozumie, gdzie popełnia błąd. Ja zrozumiałam swój. Dzieci są dla mnie wszystkim - dodaje Daria.

Sonda
Czy dzieci powinny wrócić do rodziny?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają