Temu mieszkańcowi Piekar Śląskich wydawało się, że zdoła umknąć policji. Z reguły ktoś, kto gdzieś ma kontrolę policyjną, ma ku temu głęboko uzasadnione powody. Tak było i w minioną sobotę, późnym wieczorem. Motocyklista jechał pod prąd jedną z piekarskich ulic. Zauważyli to policjanci. Włączyli w radiowozie koguty i sygnały dźwiękowe, bo tak nakazują przepisy. Dostrzegł to jadący pod prąd i gwałtownie zmienił kierunek jazdy na prawidłowy. I dalej przed siebie, ile fabryka dała. Po ulicy, po chodnikach. W kierunku zbiornika wody pitnej w Kozłowej Górze. Policja za nim. Kilkakrotnie kazano mu się zatrzymać. A gdzie tam. Zatrzymał się, a i owszem, ale wtedy, gdy stracił panowanie nad jednośladem i wyrżnął na drodze jak długi. Trzeba przyznać, że twardy był to uciekinier, bo podniósł się szybko z asfaltu i zaczął uciekać. Jak się jest obitym po kontakcie z drogą, ani szybko, ani też daleko nie można jednak uciec. Po kilkuminutowym pościgu 38-latek znów miał kontakt bezpośredni z gruntem. Tym razem to policjanci go obezwładnili.
I wyszło, dlaczego motocyklista uciekał przed policją. Po pierwsze: bo nie miał uprawnień do kierowania motocyklem. Po drugie: maszyna nie miała OC. Po trzecie: bo był poszukiwany, gdyż nie wstawił się do więzienia, by odsiedzieć 1,5 roku kary. Po czwarte: nie, tym razem ten uciekinier był trzeźwy. I to są powody, dla których niektórzy kierowcy nie zatrzymują się do kontroli policyjnej i wydaje im się, że są mogą uciec mundurowym.