Związkowiec ostro skrytykował (na łamach strony internetowej śląsko-dąbrowskiej „S”) rząd premiera Mateusza Morawieckiego, wskazując, że – ujmując to syntetycznie – że obiecuje, a słowa nie dotrzymuje. A oto szczegóły te krytyki, do której przewodniczącego Kolorza skłonił… komunikat Polskiej Grupy Energetycznej. Otóż ta spółka (Skarbu Państwa ma w niej ponad 60 proc. udziałów) poinformowała (16 stycznia) o rozstrzygnięciu przetargu na nowy blok gazowy w elektrowni w Rybniku. Ma mieć 800 MW mocy, dostarczy prąd do ok. 2 mln odbiorców – czego związkowiec nie krytykuje i kosztować będzie 4,6 mld zł zamiast 3,3 mld zł jak planowano.
„Jednak nie cena jest tutaj najbardziej szokująca. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę wielokrotnie z ust najwyższych przedstawicieli rządu słyszeliśmy, że nie będzie nowych inwestycji w energetykę gazową, bo to paliwo niepewne gospodarczo i politycznie oraz bardzo drogie. Analitycy są zgodni, że cena tego surowca nie spadnie i pozostanie wysoka jeszcze przez wiele lat. Przedstawiciele rządu zapewniali, że zrealizowane zostaną wyłącznie te inwestycje gazowe, które są już rozpoczęte. Nowych miało już nie być. Rozstrzygnięcie przetargu w Rybniku dowodzi, że jest zupełnie inaczej” – napisał Dominik Kolorz. Najdroższym prądem jest obecnie ten z elektrowni gazowych. W naszym systemie energetycznym z gazu mamy 3,7 proc. krajowej produkcji energii elektrycznej.
„We wrześniu 2020 roku rząd i reprezentanci związków zawodowych podpisali porozumienie kończące strajk w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej. W tym porozumieniu był jednoznaczny zapis, że elektrownia w Rybniku będzie funkcjonować na blokach węglowych co najmniej do 2030 roku. Przetarg na nowy blok opalany gazem w tej elektrowni, stanowi rażące złamanie zapisów tego porozumienia. To oznacza, że dokumenty podpisane przez polski rząd są warty tyle, co papier, na którym je wydrukowano” – stwierdza, prosto z mostu, związkowiec.
Oczywiście, że jego rolą jest bronić polskie górnictwo węgla kamiennego, a co za tym idzie i energetyki opartym na tym paliwie, które w unijnej polityce energetycznej jest na cenzurowanym i uznane za nieekologiczne źródło energii. „Niech nikt nie opowiada bajek, że o wyborze gazu w Rybniku zdecydowała ekologia. Przez lata mówiono, że nowy blok w Rybniku – w ówczesnej wersji miał to być jeszcze blok węglowy – zostanie zbudowany w kogeneracji. To znaczy, że poza energią elektryczną miał produkować ciepło dla mieszkańców miasta. Ciepło sieciowe to najlepsza metoda walki ze smogiem, a Rybnik to jedno z najgorszych miast w Polsce pod względem jakości powietrza. Z planów nie zostało nic. Blok gazowy, który ma powstać w Rybniku nie będzie działał w kogeneracji. To by było na tyle, jeśli chodzi o ekologię” – argumentuje szef śląsko-dąbrowskiej „S”.
Przedstawia też inne, konkretne przesłanki, które mają wskazywać, że inwestycja w Elektrowni Rybnik nie jest celowa. „Blok w Rybniku ma spalać 1 mld m3 gazu rocznie. Dla porównania w ubiegłym roku całkowite zużycie gazu w Polsce wyniosło 18 mld m3. Skąd weźmiemy dodatkowe paliwo dla Rybnika i innych gazowych elektrowni i elektrociepłowni, które, wbrew zapowiedziom rządzących, mają być budowane w całym kraju? Gazu z Baltic Pipe i Świnoujścia nie wystarczy. Z kolei nawet jeśli zbudujemy następne gazoporty za kolejne miliardy zł, to ten gaz będzie bardzo drogi. Rozwijanie energetyki gazowej nie ma ekonomicznego sensu. No chyba, że politycy i prezesi energetycznych spółek liczą, że wojna na Ukrainie szybko się skończy i będzie można wrócić do interesów z Gazpromem, lub kupować ruski gaz od Niemców, jak to przewidywał projekt Nord Stream 2”.
Dlaczego obiektem krytyki związkowca jest rząd a nie zarząd PGG? To proste. Decyzji o budowaniu bloku gazowego, inwestycji kosztującej parę miliardów złotych nie mógł podjąć prezes Wojciech Dąbrowski bez rządowego przyzwolenia. A to z kolei „Solidarność” uznaje za złamanie porozumienia społecznego zawartego między górniczymi związkami zawodowymi a rządem. Zapisano w nim – przypomina Kolorz – „katalog nowoczesnych technologii węglowych, które pozwalają produkować tanią energię z węgla w sposób przyjazny dla środowiska”. Związkowiec przypomina sygnatariuszowi porozumienia: „Jedną z nich jest np. CCS, czyli wychwytywanie, a następnie składowanie dwutlenku węgla powstającego przy produkcji energii. Tuż przed Bożym Narodzeniem niemiecki minister gospodarki reprezentujący partię Zielonych zapowiedział, że przyjęcie ustawy o rozwoju CCS będzie priorytetem rządu w Berlinie w 2023 roku. Skoro Niemcy będą inwestować w tę technologię oznacza to, że się da, że to opłacalne i uzasadnione gospodarczo. Skoro twarzą CCS jest minister z Zielonych, raczej nikt nie powie, że to sprzeczne z ekologią. Co więc stoi na przeszkodzie, że CCS i inne czyste technologie węglowe rozwijać w Polsce?
W konkluzji Dominik Kolorz bez ogródek, jak przystało na związkowca, stwierdza: „To co się stało w Rybniku, co dzieje się z Umową społeczną, świadczy, że w naszym kraju nikt nie panuje nad energetyką. Nie ma żadnej spójnej strategii, której celem jest zapewnienie taniej energii dla obywateli i przemysłu oraz bezpieczeństwa energetycznego. Ministerstwo Aktywów Państwowych mówi jedno, resort klimatu drugie, a premier Morawiecki trzecie. Prezesi spółek energetycznych podejmują decyzje sprzeczne z tym, co mówi rząd”. I na sam koniec przypomina, że premierowi, posłowi z okręgu Katowickiego, że jest rok wyborczy...