Pan Robert na co dzień mieszka w Żorach, jest pracownikiem kopalni Zofiówka. 25 maja pobrano od niego wymaz z gardła, który miał zostać wysłany do laboratorium celem przebadania pod kątem obecności koronawiursa. Po kilku dniach pan Robert dowiedział się od jednego z kolegów, że nie ma go na liście pracowników z wynikiem negatywnym. Postanowił skontaktować się w tej sprawie sanepidem.
- 1 czerwca udało mi się skontaktować z sanepidem w Rybniku. Pracująca tam kobieta powiedziała, że 27 maja po przebadaniu mojej próbki stwierdzono wynik pozytywny - mówi pan Robert. Dokładnie 40 minut później stało się coś niepokojącego. - Zadzwonili do mnie z sanepidu z Częstochowy i powiedzieli, że przyjedzie do mnie wymazobus 17 czerwca. Powiedziałem, że rybnicki sanepid poinformował mnie, że owszem, wymazobus przyjedzie, ale 7 czerwca - dodaje górnik z Zofiówki. Częstochowski oddział obiecał, że skonsultuje sprawę z Rybnikiem. Sam pan Robert skontaktował się z lekarzem. Otrzymał L4.
Jak przyznaje w rozmowie z Super Expressem, nie miał żadnych objawów choroby. - Od czasu do czasu miewałem bóle głowy, ale to był standard - mówi górnik. Jak dodaje, nie miał kontaktu z osobą zakażoną. Jednocześnie dodaje, że u jego kolegi, który czuł się fatalnie (jak relacjonuje pan Robert "łamało go w kościach) pierwszy wynik badania na obecność koronawirusa był negatywny. A tydzień później... pozytywny!
"Siedzę bezprawnie w domowym areszcie!"
7 czerwca nikt do pana Roberta nie zadzwonił. Wymazobusu nie było. Mężczyzna zadzwonił poirytowany po raz kolejny do sanepidu. - W Rybniku powiedzieli, że nikt mnie nie wpisał na listę adresów, pod którymi staje wymazobus - mówi pan Robert. Wreszcie 8 czerwca od pracownika Zofiówki pobrano kolejny wymaz. Jednak dwa dni później wydarzyło się coś, co sprawiło, że pod panem Robertem ugięły się nogi.
- Dowiedziałem się, że mój pierwszy wynik powinien zostać przesłany z sanepidu w Katowicach do oddziału w Rybniku. Zadzwoniłem do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach. Jej pracownik powiedział mi: "Pana wyników nie ma! Próbki zostały zniszczone" - relacjonuje górnik dodając, że zostały one uszkodzone poprzez zalanie. - Po chwili powiedział, że około 20-30 próbek z kopalni Zofiówka uległo zniszczeniu. To oznacza, że od 1 czerwca przebywam w izolacji zupełnie bezprawnie. Nie mam objawów, nie ma żadnych dowodów na to, że jestem chory! - piekli się górnik.
Jest wściekły, bowiem z powodu L4 nie może wrócić do pracy, choć jego koledzy od tygodnia mają taką możliwość. Uważa, że jest zupełnie zdrowy! Ma już serdecznie dość tego, że wiele osób bez żadnych objawów jest zmuszonych do siedzenia w domach. Na szczęście może liczyć na pomoc przyjaciół, którzy dostarczają mu zakupy. Docenia również zaangażowanie policjantów z katowickiej prewencji - Zawsze pytają o samopoczucie - mówi pan Robert, zauważając ten jeden mały pozytyw w całej sytuacji.