Magdalena (31 l.) i jej partner nie cieszą się zbyt dobrą opinią. Sąsiedzi mówią, że "ona miała nieprzyjemną twarz", a on zaś "chodzi pijany" i często odwiedza pobliską Biedronkę, by kupić ulubione piwo. - Miał podrapaną twarz, bo się przewrócił na skuterze - twierdzą lokatorzy okolicznych budynków. W Mysłowicach para mieszka prawdopodobnie od trzech miesięcy. Już wcześniej zdarzało się, że sąsiedzi byli w szoku, kiedy patrzyli w okna ich mieszkania na parterze. Pewnego dnia jeden z sąsiadów miał zauważyć dwuletniego Mareczka stojącego na parapecie w oknie. Nasz informator twierdzi, że Magda wyszarpała go z okna.
Czytaj także: Mysłowice: Matka udusiła dwuletnie dziecko? Jest zarzut zabójstwa
17 maja rano pojawiło się pogotowie. Potem przyjechało kilkunastu policjantów, był również prokurator. Tego dnia mały Mareczek zmarł. Na miejsce wezwano ratowników, bo dwulatek nie oddychał. Magda zadzwoniła najpierw z płaczem do partnera. Mężczyzna był w pracy. Zadzwonił po karetkę. Po przyjeździe lekarz stwierdził zgon. Początkowo wydawało się, że nastąpił on z przyczyn naturalnych. A jednak, jak podaje "Gazeta Wyborcza", wyniki sekcji zwłok wskazują na to, że dziecko zostało uduszone. - Kobieta została zatrzymana kilka dni po zdarzeniu. Zebrany przez nas materiał dowodowy w tej sprawie pozwolił przedstawić jej zarzut zabójstwa - mówi krótko Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Nie chciała się odnosić do szczegółów sprawy.
Wiadomo również, że kilka lat temu zmarło pierwsze dziecko Magdaleny. Wówczas wedle opinii biegłych zgon nastąpił z przyczyn chorobowych. Jednak w obliczu tragedii, jaka wydarzyła się 17 maja, prokuratura przyjrzy się i tej sprawie. - W Katowicach w 2014 roku doszło do śmierci kilkumiesięcznego dziecka, wówczas sprawę prowadziła Prokuratura Katowice-Wschód - dodaje prokurator Zawada-Dybek.
Zobacz także: Tragedia w Mysłowicach! Straszna śmierć 7-letniej dziewczynki
Sąsiedzi pary z Mysłowic twierdzą, że byli naocznymi świadkami tego, jak 31-letnia kobieta pokazywała, w jaki sposób zginął jej synek. - Była pokazana lalka. Kobieta wzięła ją do rąk, położyła główką na schowku na pościel. Potem opuściła wersalkę na tę głowę - opowiada jeden z nich. - Ale ja nie wiem, czy to było umyślne, czy nieumyślne - twierdzi mężczyzna.
Zobacz także: Kolejna śmierć dziecka w Mysłowicach. Zmarło na oczach ciężarnej mamy
Wiadomo również, że policjanci zaczęli wątpić w zeznania Magdaleny z jednego, istotnego powodu. Kobieta powiedziała, że to jej starszy syn zaalarmował, iż Mareczek nie oddycha i coś stało się z jego nosem. Tymczasem z naszych ustaleń wynika, że brat dwulatka ma spore problemy z porozumiewaniem się.