W Polsce nadal jest prawie 3 mln palenisk (od pieców kaflowych po nowoczesne kotły spalające tzw. ekogroszek), a z krajowego wydobycia można zaspokoić 20 proc. zapotrzebowania. W tym przypadku nie da się zrobić „obejścia”, jak z gazem z Rosji. Nie importujemy go już. Bezpośrednio. Braki możemy (jeszcze) uzupełniać zakupami w… Niemczech. I jest to gaz rosyjski. Wróćmy jednak do węgla kamiennego. Rząd polecił prezesom państwowych spółek PGE Paliwa oraz Węglokoksu, by te do 31 października kupiły i sprowadziły do Polski 4,5 mln t węgla, który nadawałby się do palenisk domowych. Pojęcie „nadawałby się” jest jak najbardziej na miejscu, bo o gruby sortyment węgla jest trudno i tani on nie jest. Jego substytutem ma być węgiel energetyczny o najlepszych możliwych parametrach. Czy jest to plan wykonalny, to temat na inny materiał i z pewnością do niego w SE powrócimy.
Jeśli szacunki (z kwietnia) Izby Sprzedawców Polskiego Węgla nie są przesadzone, to rynek komunalno-bytowy otrzymałby tyle, ile trzeba byłoby zaimportować z Rosji. To wcale nie znaczy, że wszyscy dotychczasowi nabywcy kupią na zimę węgiel. To zależy w jakiej będzie cenie. A dziś nie wiadomo, w jakiej cenie detalicznej będą te tony, które mają do Polski ściągnąć wzmiankowane wyżej spółki. Kłopoty pojawią się, bo skoro bogate Niemcy już teraz uważają, że się one pojawią i wprowadzają rozwiązania mające je złagodzić, to tym bardziej dotkną one Polskę, uzależnioną w większym stopniu od węgla niż nasz zachodni sąsiad.
W Niemczech coraz więcej miast tworzy więc obecnie zespoły kryzysowe i opracowuje plany awaryjne na wypadek, gdyby prądu i ciepła nie było w nadmiarze. Co tam opracowuje, już się je realizuje! W wielu miastach, m.in. w Norymberdze, zamknięto baseny kryte, bo ich zużywają energię. Kryte pływalnie w tym mieście zużywają rocznie 800 tys. kilowatogodzin gazu i 9,4 mln kilowatogodzin godzin systemowego ciepła. Decydując się na zamknięcie pływalni na 72 dni, miastu uda się zaoszczędzić energię cieplną dla blisko 400 gospodarstw domowych oraz prąd dla blisko 800 gospodarstw – podkreśla Deutsche Welle. Zapewne zimą będą sobie Niemcy mogli popływać pod dachem, ale nie w tym i przyszłym roku. Takich rozwiązań nie można wprowadzić i u nas już teraz?
W Niemczech większość prądu i ciepła wytwarza się z gazu i odnawialnych źródeł energii, w mniejszości – z węgla brunatnego. W Polsce odwrotnie. Nie ma to znaczenia, bo gaz ziemny i węgiel stają się dobrem deficytowym. Niemcy. Już teraz za Odrą firmy redukują temperaturę CO do 17 st. C. W miastach przyciemnia się uliczne oświetlenie, a w instytucjach publicznych nie płynie już gorąca woda z kranów. Po co? Po to teraz pragmatyczni Niemcy oszczędzają energię, by było jej więcej zimą. Takich rozwiązań nie można wprowadzić i u nas już teraz? Ba, w niektórych miastach planuje się przystosować hale sportowe do publicznych ogrzewalni. Należy mieć nadzieję, że w Polsce takich rozwiązań nie trzeba będzie wprowadzać.
Należy liczyć się, że w mieszkaniach i biurach i u nas będzie zimniej. Nie da się ocieplić wszystkich domów i bloków, nie obłożonych jeszcze styropianem, do jesieni. Dlatego bardziej prawdopodobne jest, że administratorzy domów mieszkalnych obniżą temperaturę dostarczanego ciepła. Z badań wynika, że lubimy, gdy zimą w mieszkaniu jest 22 st. C. Od dawna eksperci z izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie głoszą, że zmniejszenie temperatury ogrzewania do 20 st. C, zmniejsza rachunki nawet do 16 proc. Lekarze też radzą, by zimą nie grzać się we wczesnoletnich temperaturach, bo to nie jest dobre dla zdrowia sugerując, że 20 st. C jest OK. Wodą można myć się ciepłą, a nie gorącą. To też z korzyścią dla zdrowia i finansów. Wszystko wskazuje, że tej zimy w Polsce trzeba będzie posłuchać ciepłowników i lekarzy. Tyle, że program oszczędnościowy powinien być opracowany jeszcze latem, a nie w grudniu.
Polecany artykuł: