Uratowali ją lekarze z Katowic

Gaja była o krok od śmierci, a tylko bolała ją głowa. "Prawie umarłam"

Najpierw były bóle głowy, potem przyszły mdłości i atak padaczki. Studentka Gaja Wypich nie przeczuwała, w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazła. Nieprzytomną Gaję przewieziono ze szpitala w Cieszynie do Górnośląskiego Centrum Medycznego w katowickim Ochojcu. Tam lekarze uratowali jej życie dosłownie w ostatniej chwili.

Lekarze uratowali życie studentki w ostatniej chwili. A wszystko zaczęło się od bólu głowy

Gaja Wypich studiuje we Wrocławiu. Wracała do rodzinnego Cieszyna, by odwiedzić rodziców w weekend. Już w pociągu zaczęła boleć ją głowa. Takie bóle miewała wcześniej.

- W pociągu nagle uderzył mnie ból głowy, pomyślałam, że to nic nadzwyczajnego, ale do tego doszły jakieś dziwne mdłości, w strasznie dziwnej skali. Potem doszły wymioty i sytuacja się bardzo szybko rozwinęła. Boli głowa, są mdłości, światłowstręt, żadne lekarstwa nie pomagają. Z pociągu musiała odebrać mnie mama. Udaliśmy się do szpitala. Ja już tam mało kontaktowa byłam, ale zrobiono mi tomograf, dostałam leki i rzeczywiście poczułam się lepiej. No i wyszłam ze szpitala ze skierowaniem do neurologa, choć nie "na cito" - wspomina Gaja Wypich.

Kolejnej nocy kobieta obudziła się, bo poczuła, jak drętwieją jej ręce. Wiedziała, że coś jest nie tak.

- Obudziłam rodziców i mówię: "coś jest nie tak, mamuś popatrz na rękę, czy ona jest jakoś dziwnie wygięta?" Miałam uczucie, jakby ta ręka nie była moja. Pojechaliśmy do szpitala. Tam "film mi się urwał". Obudziłam się jakiś czas później na tomografie. Powiedzieli mi, że dostałam ataku padaczki. Potem znowu straciłam przytomność. Później pamiętam jedynie przejazd karetką do Katowic, a już potem to właściwie nic. Prawie umarłam, świadomość zaczęła mi wracać trzy dni po zabiegu - opowiada Gaja Wypich.

Czytaj także: Sędzia z Tychów skazana za poniżanie pracowników. Nazywała pracownice "głupimi krowami"

Życie uratowali jej katowiccy lekarze w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach. Gaja miała zakrzepicę zatok żylnych w połączeniu z udarem żylnym.

- Pomimo leczenia w szpitalu w Cieszynie stan pacjentki się pogarszał. Badania obrazowe potwierdziły progresję choroby, co skłoniło nas do przeniesienia pacjentki do naszego ośrodka - mówi Aleksandra Krzan-Bosaczyk, neurolog.

W Katowicach lekarze z oddziału neurologii zdecydowali się na przeprowadzenie trombektomii zatok żylnych. To rzadko stosowany zabieg w przypadku zakrzepicy zatok żylnych. Polegał na mechanicznym usunięciu materiału zakrzepowego z żył mózgowych, co pozwoliło na przywrócenie prawidłowego przepływu krwi.

Operacja była ryzykowna, ale się udała. Przeprowadził ją dr Łukasz Bienek.

- Bezpośrednio po zabiegu pacjentka odzyskała świadomość, a objawy neurologiczne, takie jak niedowład kończyn, ustąpiły w ciągu kilku dni. Szybka interwencja dała świetny efekt, a pacjentka zaczęła się szybko regenerować - podkreśliła Aleksandra Krzan-Bosaczyk.

Teraz Gaja przechodzi rehabilitację, by odzyskać pełnię władzy w ręce. Zniknęły bóle głowy, mdłości, ataki padaczki również ustąpiły. Studentka miała szczęście - udar żylny jest trudny do wychwycenia. Cechą charakterystyczną są zmienne objawy, takie jak bóle głowy, zaburzenia świadomości czy napady padaczkowe. Takie objawy mogą być łatwo mylone z innymi schorzeniami, co utrudnia szybką diagnozę i skuteczne leczenie.

To nie zawsze jest tak bardzo jednoznaczne i proste, bo bóle głowy to najczęstsza dolegliwość człowieka. Cała sztuka polega na tym, żeby wychwycić u pacjentów, którzy go doświadczają, właśnie zmiany wzorca bólu głowy lub połączenia z innymi objawami – wyjaśnia ordynator Oddziału Neurologii z Pododdziałem Udarowym prof. Anetta Lasek-Bal.

Źródło SE.pl, PAP

Super Express Google News
Śląscy lekarze uratowali pacjenta przed amputacją stopy

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki