Katastrofa pod Szczekocinami. Mija 10 lat! Tak doszło do tragedii [REKONSTRUKCJA ZDARZEŃ]
Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami. Minęło 10 lat od tej tragedii. Dokładnie 3 marca 2012 roku w niewielkich Chałupkach doszło do zderzenia dwóch pociągów. W wyniku katastrofy zginęło 16 osób, prawie 60 zostało rannych. Po latach przypominamy przebieg tej katastrofy. Jak doszło do jednej z największych tragedii ostatnich lat w Polsce? Jakie były jej przyczyny? Zobaczcie rekonstrukcję zdarzeń w naszej galerii.
Katastrofa pod Szczekocinami. Tak doszło do tragedii
To była sobota, 3 marca 2012 roku. Pierwszy z pociągów wyruszył z Przemyśla o godz. 14.46, do Warszawy miał dotrzeć o 22.49. Drugi wyjechał ze stolicy o godz. 18.18. Miał być w Krakowie o 21.45. O godz. 20.57 doszło do tragedii. Na wysokości miejscowości Chałupki niedaleko Szczekocin (woj. śląskie) oba pociągi zderzyły się ze sobą. Jeden i drugi pędziły przez Śląsk z prędkością około 120-140 km/h. Łącznie to było aż 11 wagonów.
Katastrofa pod Szczekocinami. Tak doszło do tragedii
Co ważne, tuż przed zderzeniem obaj maszyniści zauważyli, że może dojść do zderzenia. Zgodnie z zapisami rejestratorów HASLER obaj zmniejszyli prędkość. Ale to nie pomogło. Oba pociągi zderzyły się czołowo. Wagony były roztrzaskane! Do dziś zdjęcia z miejsce tragedii wywołują ciarki. Już po kilku minutach od tego feralnego zdarzenia na miejscu pojawili się pierwsi ratownicy. Łącznie w akcji uczestniczyło 450 strażaków z czterech województw, 300 policjantów, funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei, ochotnicy, ponadto użyto 35 samochodów ratownictwa technicznego, 2 śmigłowce ratunkowe i 13 psów.
Katastrofa pod Szczekocinami. Tak doszło do tragedii
Do pomocy ruszyli także zwykli ludzie - mieszkańcy okolicznych Chałupek i pasażerowie pociągu, którym udało się ujść z życiem. Wspierali służby w działaniu, pomagali wyciągać ludzi z wagonów. Na miejscu pojawili się prominentni politycy m.in. ówczesny premier Donald Tusk, ministrowie Jacek Cichocki, Bartosz Arłukowicz, Sławomir Nowak, a także prezydent Bronisław Komorowski. Ten ostatni ogłosił żałobę narodową. W katastrofie pod Szczekocinami zginęło 16 osób (w tym jedna obywatelka USA i jedna obywatelka Rosji). Aż 57 osób zostało rannych.
Katastrofa pod Szczekocinami. Tak doszło do tragedii
- Ofiary miały urazy wielonarządowe, rozczłonkowane korpusy, pourywane kończyny - mówił wówczas Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. - Trudna była ich sekcja i identyfikacja. Jedna z ofiar miała na przykład odciętą głowę. W ciałach brakowało wnętrzności... - dodawał. Tak makabryczne skutki tej tragedii były spowodowane ogromną siłą, z jaką zderzyły się pociągi. - W przypadku czołowego zderzenia dwóch pociągów poruszających się z prędkością około 120 km na godzinę, jadący w pierwszym wagonie pasażer o wadze 70 kg w momencie, gdy uderza w osobę siedzącą naprzeciwko, robi to z taką siłą, jak gdyby ważył około 1,5 tony - mówił po zdarzeniu w rozmowie z Super Expressem mgr inż. Aleksander Drzewiecki, fizyk z Politechniki Śląskiej. - Nawet w szóstym z kolei wagonie osoba taka uderza w siedzącego naprzeciwko pasażera tak, jakby ważyła 200 kg - dodawał.
Katastrofa pod Szczekocinami. Tak doszło do tragedii
Sprawą tragedii zajęła się prokuratura. Śledztwo było prowadzone równolegle w dwóch wątkach, zarówno dotyczącym bezpośrednich przyczyn wypadku, jak i dotyczącym odpowiedzialności osób, które dbały o infrastrukturę oraz organizację pracy na tym odcinku. Raport przygotowywała również Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych.
Katastrofa pod Szczekocinami. Tak doszło do tragedii
Z raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych wynika, że do katastrofy doszło wskutek "wyprawienia przez dyżurnego ruchu posterunku odgałęźnego Starzyny pociągu interREGIO „Jan Matejko” na sygnał zastępczy na tor w kierunku przeciwnym do zasadniczego po niewłaściwie ułożonej i niezabezpieczonej drodze przebiegu i wyprawienia przez dyżurnego ruchu posterunku Sprowa pociągu TLK „Brzechwa” na sygnał zastępczy na zajęty tor szlakowy". Pośrednią przyczyną były też błędy pracowników PKP Polskich Linii Kolejowych. Nie znali oni urządzeń używanych przez dyżurnych ze Starzyny i Sprowa.
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie zakończyła śledztwo w sprawie katastrofy we wrześniu 2014 roku. Zarzuty nieumyślnego spowodowania katastrofy i fałszowania dokumentacji postawiono Jolancie S., dyżurnej ruchu z posterunku Sprowa i Andrzejowi N., dyżurnemu ze Starzyn. Kobieta została skazana ma 3,5 roku więzienia, mężczyzna na 6 lat. Wyrok drugiej instancji zapadł w 2018 roku. Dyżurnych uniewinniono jednak od zarzutów poświadczenia nieprawdy.