Tak wyglądała "powódź tysiąclecia" w 1997 roku. Zdjęcia mówią więcej niż słowa
"Powódź tysiąclecia" była jedną z największych, o ile nie największą katastrofą naturalną, jaka dotknęła Polskę. W jej wyniku zginęło 56 osób. Straty materialne były ogromne. Przypominamy, co wydarzyło się w 1997 roku. Zobacz zdjęcia "powodzi tysiąclecia" w naszej galerii. Przypominamy w niej najważniejsze fakty.
Rok 1997. "Powódź tysiąclecia" w Polsce. Jak do niej doszło?
Wszystko zaczęło się na początku lipca 1997 roku. Między 3 a 10 lipca nad Polską przechodził front atmosferyczny, przynoszący niezwykle intensywne opady deszczu. W szczególności rejonie Sudetów. Był to tzw. niż genueński, który, jak się później okazało, wywołał jedną z największych katastrof naturalnych w historii Polski - powódź tysiąclecia".
Rok 1997. Powódź tysiąclecia w Polsce. Pierwsze dni
6 lipca jako pierwsza wylała Nysa Kłodzka. Pod wodą znalazły się początkowo małe miejscowości. Dzień później jednak powódź dotarła do Prudnika i Głuchołazów na Opolszczyźnie. 8 lipca wielka wielka woda zebrała się w Odrze. Następnym regionem, który ucierpiał, była południowa część Górnego Śląska. Rzeka wylała w rejonie Raciborza i Wodzisławia Śląskiego.
Wielka woda w Opolu
6 lipca ogłoszono alarm przeciwpowodziowy w Opolu. Cztery dni później wydarzyło się to, czego obawiano się najbardziej. 10 lipca około godz. 4.00 nad ranem do miasta dotarła fala kulminacyjna. Zalane zostały południowe dzielnice miasta. Ucierpiało wiele miejsc i budynków m.in. sztuczne lodowisko Toropol wraz z hotelem, Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia im. Fryderyka Chopina razem z należącą do niej bursą, konsulat RFN, miejscowe ZOO, amfiteatr czy Wojewódzka Biblioteka Publiczna. Zadecydowano o wysadzeniu wałów przeciwpowodziowych. W ten sposób uchroniono przed wodą Stare Miasto.
Woda zalewała kolejne miejscowości
Jak podaje Polskie Radio, do 8 lipca zalanych zostało około 250 miejscowości. Już wtedy informowano o kilkunastu ofiarach śmiertelnych powodzi.
Słynne słowa Cimoszewicza
Tymczasem ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz wypowiedział słowa, których do tej pory nikt mu nie zapomina. - Potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna - powiedział o skutkach powodzi. W ten sposób oznajmił, że poszkodowani w wyniku kataklizmu nie otrzymają z budżetu państwa żadnego odszkodowania.
10 lipca wicepremier i minister finansów Marek Belka poinformował, że pieniądze dla poszkodowanych jednak się znajdą. Pochodziły z rezerw budżetowych oraz Banku Światowego.
Wrocław przed powodzią
Już 9 lipca rozpoczęły się przygotowania do nadejścia wielkiej wody we Wrocławiu. Choć początkowo uspokajano, że straty nie będą wielkie, ówczesny prezydent Bogdan Zdrojewski apelował do mieszkańców, by gromadzili zapasy wody pitnej i przygotowali na najgorsze.
Protest w Łanach
Jednym ze sposobów uratowania Wrocławia przed zalaniem miało być przerwanie wałów w Jeszkowicach i Łanach. Mieszkańcy okolicznych wsi dowiedzieli się, że ich pola uprawne i domostwa mogą w ten sposób znaleźć się pod wodą. Przygotowania już trwały, saperzy rozmieścili ładunki, terenu pilnowała policja. Ale masowy protest mieszkańców sprawił, że z pomysłu zrezygnowano.
Powódź tysiąclecia we Wrocławiu
12 lipca około południa fala kulminacyjna dotarła do Wrocławia. Woda przerwała wały. Północna część miasta została odcięta od południowej. Woda wdarła się na osiedla, które wybudowano na terenach zalewowych: Kowale, Maślice, Księże Małe, Księże Wielkie, Rakowiec, osiedle Widawa, Pracze Odrzańskie. Największe zniszczenia odnotowano w dzielnicy Kozanów. Tam skumulowały się wody Odry i Ślęzy.
Wstrząsające relacje powodzian
- Mieszkam na tych terenach od 1950 roku. Były powodzie w latach 70., ale takiej, jak teraz, jeszcze nie było - relacjonował jeden z mieszkańców Głuchołazów. Mieszkańcy Kłodzka, gdzie wielka woda siała ogromne spustoszenie mówili, że popularne gumowce były potrzebne do wchodzenia do mieszkań nawet na pierwszym i drugim piętrze. - Pan, który mieszkał nad nami, właśnie się utopił. Był sparaliżowany. Nie można go było wynieść. (...) On został tam sam z żoną. Ona krzyczała na ratunek. Trzymała się żyrandola. Ale jej mąż był za ciężki, nie można go było podnieść i podać przez okno no i utopił się - mówiła jedna z mieszkanek Kłodzka. Niektórzy twierdzili, że woda sięgała nawet 4,5 metra wysokości.
Powodzianie bez pomocy?
W pierwszych dniach po przejściu kataklizmu ludzie sami wzięli się za porządkowanie swoich domostw. Kiedy fala powodziowa docierała do Głogowa, mieszkańcy Śląska i Opolszczyzny powoli "wracali" do normalności. Trudno jednak o niej mówić, skoro wielu z nich traciło cały swój dobytek. - Głód, normalny głód. Wszystko popłynęło z wodą. Nie ma nic, dosłownie nie ma nic - mówili powodzianie. Byli wściekli, bowiem przez długi czas żadne służby nie przyszłym im z pomocą. Była ona spontanicznie organizowana przez samych mieszkańców zniszczonych miejscowości.
Wisła niezwykle łagodna
Wzrost stanu wód był zauważalny również na Wiśle. Jednak rzeka nie wywołała takich zniszczeń, jak Odra. Wszystko dzięki Zbiornikowi Czorsztyńskiemu, który został oddany do użytku właśnie w 1997 roku. Woda przerwała wały w gminach Łubnice i Połaniec. Podtopienia były również obecne w Krakowie na terenach przy rzece. Fala powodziowa przeszła także przez Warszawę, Toruń i Włocławek. Ale zniszczenia były o wiele mniejsze niż w południowo-zachodniej Polsce.
Głogów - miasto pod wodą
Tymczasem w połowie lipca fala kulminacyjna dotarła do Głogowa. Zalana została linia kolejowa łącząca miasto z Wrocławiem. Największe zniszczenia odnotowano w dzielnicy Ostrów Tumski. Woda miała tam nawet 1,5 metra wysokości.
Woda niszczyła małe miejscowości
W wyniku powodzi ucierpiały także mniejsze miejscowości znajdujące się wzdłuż biegu rzeki. Wielka woda zniszczyła znajdujące się na północ od Głogowa Serby, Grodziec Mały, Sobczyce, Głogówko. Fala dotarła do Nowej Soli, ale tam dzięki ofiarności mieszkańców udało się ochronić miasto przed zalaniem. Z kolei Słubice zostały ewakuowane.
Druga fala opadów...
Między 18 a 20 lipca 1997 roku wystąpiła kolejna fala opadów. Na szczęście nie okazała się ona tak groźna, jak ta z początku miesiąca.
Tragiczny bilans powodzi stulecia z 1997 roku
Bilans "powodzi tysiąclecia" był tragiczny. Z powodu kataklizmu zginęło 56 osób. Około 7 tysięcy straciło dach nad głową, niemal sześć razy więcej zostało pozbawionych całego dorobku życia. Straty materialne ocenia się na 12 miliardów złotych. Woda zniszczyła blisko 700 tys. mieszkań, 843 szkoły (w tym 100 całkowicie), 4 tysiące mostów, prawie 14,5 tys. km dróg i 2 tys. km. torów kolejowych. Straty poniosło aż 9 tys. firm. Pod wodą znalazło się 500 tys. hektarów upraw. 18 lipca 1997 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski ogłosił żałobę narodową. Jeszcze sześć dni później zalanych było 440 miejscowości.
Fala pomocy
Trzeba jednak przyznać, że Polacy zdali egzamin w obliczu tragedii. Uwięzionym w mieszkaniach na wyższych piętrach ludziom przekazywano dary. Organizowano zbiórki dla powodzian i akcje charytatywne. Ludzie z północy Polski jechali na południe, by przywieźć wodę pitną. Zbierano środki pieniężne. Wszyscy z pewnością pamiętają utwór z 1997 roku pt. „Moja i twoja nadzieja”, który stworzył z innymi artystami zespół Hey. Znalazł się on na płycie, z której dochód wspomógł powodzian. 19 lipca 1997 przed gmachem TVP odbył się koncert. W trakcie jego trwania odbyła się zbiórka audiotele. Pomoc spływała również z innych państw.
Zniszczenia w innych państwach
"Powódź tysiąclecia" dokonała zniszczeń również w Niemczech, Czechach, Słowacji i Austrii. Szczególnie groźna była u naszych południowych sąsiadów. W Czechach zginęło 50 osób. Zniszczeniu uległo ponad 2 tys. domów. Niestety, wiele wskazuje na to, że w obliczu zmian klimatycznych takie obrazki mogą się w mediach pojawiać coraz częściej...