Bo związkowcy od miesiąca głoszą, że pracownikom też coś w końcu należy się z zysków osiągniętych przez PGG. Tradycyjnie, w takich konfliktach, strona społeczna grozi wszczęciem sporu zbiorowego, gdyby zarząd nie zgodził się na podwyżki. PGG otwarcie nie neguje tych żądań. Z drugiej strony w ostatnich dniach pojawiły w mediach informacje o tym, że gdyby zaspokoić żądania płacowe we wszystkich 4 górniczych spółkach, trzeba byłoby wydać rocznie o miliard złotych więcej. – Wbrew opowieściom o astronomicznych zarobkach w naszych kopalniach, ludzie widzą, ile faktycznie dostają co miesiąc. To potęguje coraz gorsze nastroje i coraz większą presję płacową – tak Artur Broszkiewicz, wiceszef „Solidarności” w PGG „pije” do jej rzecznika prasowego, który podał do mediów, że „Przeciętna płaca w 2019 r. wynosi 7223,39 zł brutto i została utrzymana na poziomie 2018 r. W roku 2018 płace wzrosły o 7 proc., a także została przywrócona nagroda roczna, czternasta pensja”.
W ub. roku PGG zarobiła na czysto 493 mln zł. Zdaniem związkowców w 2019 r. zysk będzie oscylował między 500 a 600 mln zł. Związkowców nie zadowala to, że 1 sierpnia PGG wypłaciła jednorazowo 75 mln zł. – W tak dużej firmie jak nasza każda suma związana z wypłatami dla całej załogi wygląda imponująco, ale jeśli podzielić to na przeszło 40 tys. osób, to już nie wygląda to na wygraną w totolotka. Poza tym załoga przede wszystkim oczekuje wzrostu comiesięcznych zarobków, a nie jednorazowych nagród – nie ukrywa Broszkiewicz. Nie wdając się w ten płacowy konflikt, trzeba stwierdzić, że zarobki zwykłych górników, którzy sami siebie nazywają „rylami”, już dawno przestały być atrakcyjnymi na rynku pracy.