„Super Express”: – Były oświadczenia, że węgla kamiennego mamy na dwieście lat, że żadna kopalnia nie zostanie zamknięta...
Dominik Kolorz: – To były hasła wyborcze, o tym nawet małe dziecko wie...
– Wychodzi na to, że uwierzyliście w nie...
– Jedni w te oświadczenia uwierzyli, inni wątpili. Trzeba jednak uczciwie przyznać, to co zrobiło PiS w 2015 r., przejmując branżę po PO, było dobre dla górnictwa. Uratowano je przed bankructwem. Potem był czas koniunktury. Potem była propaganda sukcesu, a dalej było już coraz gorzej. Na to wszystko nałożyły się kwestie klimatyczne i...
– Doszło do tego, że jest wstępnie ustalony harmonogram transformacji górnictwa, czytaj: jego stopniowej likwidacji, z datą ostatniego pogrzebu w 2049 r. Tylko, że z tą umową społeczną, co to macie ją podpisać z rządem, są jakieś problemy. Władza mówi, że ma to nastąpić 15 grudnia..
– Świat stoi na głowie, gospodarka leży na łopatkach, a kluczowi sygnatariusze tej umowy są najzwyczajniej chorzy na wiadomą chorobę, więc wszystko się opóźnia. Sądzę, że cała procedura zostanie przesunięta o półtora miesiąca. Bardziej mnie niepokoi to, że nie rozpoczęły się prace nad tzw. dużą transformacją. Zgodnie z wrześniowym porozumieniem miał być powołany pełnomocnik rządu ds. transformacji regionu. I cisza.
– Wytłumaczmy, czym ma być ta transformacja.
– Górnicy, jeśli porozumienie będzie wykonywane, na bezrobocie nie pójdą, bo będą mieli zapewnioną pracę do uzyskania emerytury, czyli po 25 latach roboty pod ziemią lub na mechanicznej przeróbce węgla. Jeśli to byłoby niemożliwe, to otrzymają osłony socjalne. Jednak w sumie tracimy kilkaset tysięcy miejsc pracy w województwie bezpośrednio w górnictwie i w jego otoczeniu. Nawet nie chcę myśleć, co może się stać, gdyby taka transformacja nie wyszła! Chodzi więc o to, by te tracone miejsca pracy były zastępowane innymi, np. w przemyśle motoryzacyjnym.
– Tak, już to widzę...
– Nie możemy dopuścić do tego, że stanie się tak jak w innych restrukturyzowanych górniczych regionach w Europie, we Francji czy w Niemczech, z których uciekali ludzie młodzi. Jak młodzi będą z naszego regionu wyjeżdżali za pracą, to o 20:00 w wielu miastach będzie cicho, bo wszyscy śpią, gdyż mają co najmniej 70 lat.
– To nie nastąpi za rok czy dwa. Jak już podpiszecie te umowy społeczne i zaakceptuje je Unia Europejska, to z jakiś tam czas będzie o ileś tam kopalń i węgla energetycznego mniej. To czym się ten ubytek zastąpi? Węglem z Rosji?
– Bardzo dobre pytanie. PEP (Polityka Energetyczna Państwa – przyp. SE) będzie musiała być zmodyfikowana. Nie sądzę, by w 2030 r. funkcjonowały tylko dwie elektrownie węglowe, bo luki po zlikwidowanych nie wypełni się ani zieloną energią, bo jej będzie za mało, ani jądrową, bo nie wiadomo, czy wtedy taka będzie. Zostaje gaz, ale uzależniamy się od dostaw zewnętrznych. Własnego gazu mamy za mało. W energetyce są przekonani, że „czarny” prąd zastąpią „zielonym”. Tylko OZE, odnawialne źródła energii, są niestabilne. Wiatraki pracują przez maksymalnie 60 proc. w ciągu roku. W przypadku fotowoltaiki to jest jeszcze mniej.
– W takim układzie węgla mamy za dużo, skoro energetyka zamawia na przyszły rok o 7 mln ton węgla mniej. W takim tempie spółki węglowe szybko zbankrutują i pewnie umowy społeczne będą, jak obietnice wyborcze, zdezaktualizowane.
– To, co dzieje się od września w kwestii odbioru polskiego węgla przez polską energetykę węglową, to jest co najmniej zastanawiające. Jeżeli energetyka zakłada, że będzie mniej prądu z węgla, to stawiam pytanie: skąd będziemy mieli prąd? Już importujemy. Więcej? Są techniczne problemy. Przede wszystkim, chcę to podkreślić, import prądu to jest gospodarczy sabotaż!
– Ostro. Ktoś za to jest odpowiedzialny?
– O to trzeba pytać Piotra Naimskiego. To on jest odpowiedzialny za gaz, atom i import energii.
– Konsumenci nie wchodzą w takie szczegóły. Rozumowanie jest proste: węgla mamy sporo, a prąd drożeje, o co tu chodzi?
– Nie ma tańszej energii od uzyskiwanej z węgla, ale jak się ją obłoży opłatami za emisję dwutlenku węgla, to już traci na konkurencyjności. I o to chodzi w UE. I z tego tytułu każda megawatogodzina droższa o 120 zł. Z drugiej strony, wcale nie jest tak, że w Polsce prąd dla odbiorców indywidualnych jest najdroższy, bo najdroższy jest w Niemczech, bo przestawienie się na zieloną energię kosztuje.
– To w Barbórkę górnicy, gdyby nie zaraza, powinni być szczęśliwi. Co prawda za parę dekad górnictwo przejdzie do historii, kto wie, może i wcześniej, ale nikt z zatrudnionych pracy nie straci, dorobi, jak dożyje, do emerytury...
– Myślę, że uda nam się jeszcze uzyskać system osłon dla pracowników powierzchni teraz nie objętych takimi gwarancjami, a mającymi duży staż pracy. W Barbórkę i później wszyscy górnicy będą czekać na sfinalizowanie umowy społecznej i jeszcze przez parę miesięcy na jej notyfikację przez Unię.
– Wszystko pięknie. A jak się rynek węgla załamie i kopalnie staną się wcześniej nierentowne, albo jeszcze bardziej nierentowne, to będzie problem.
– Przede wszystkim umowę musi zaakceptować UE. A stać się to może wtedy, gdy będzie dotyczyła dotyczyć całego sektora górnictwa węgla kamiennego, a nie tylko jednej, największej, spółki. Jeśli będziemy mieli umowę „klepniętą” przez Unię, to problemu nie będzie, nawet w takim hipotetycznym przypadku. Będzie pomoc publiczna...
– Przecież ona idzie tylko do likwidowanych kopalń...
– To ma pan stare dane. System, na który umawialiśmy się i który, mam nadzieję, zaakceptuje Bruksela, przewiduje, że subsydiować będzie można nie tylko kopalnie postawione w stan likwidacji. Ma być dozwolone pokrywanie strat branży. Nie wiemy, jak wyglądałby ten system dopłat, bo to przygotowuje strona rządowa. Ma to być zaprezentowane, ponoć, 15 grudnia.
– Jeśli dojdzie do subsydiowania górnictwa, czytaj „największej spółki węglowej w Europie”, czyli Polskiej Grupy Górniczej, to nikt już nie powie, że do wydobycia węgla u nas się nie dopłaca.
– Jeśli tak będzie, to pragnę zauważyć, że do zielonej energii też podatnicy dopłacają. I to jeszcze więcej niż ma się dopłacać to PGG.
Polecany artykuł: