Jak podaje "Rzeczpospolita" Jarosław Kaczyński jest wściekły na Jacka Sasina, ministra aktywów państwowych. To on odpowiada m.in. za przygotowanie wyborów prezydenckich, które mają się odbyć w niedzielę 10 maja w formie korespondencyjnej. Stan przygotowań do I tury elekcji jest ponoć mizerny. Ale to nie jedyne zastrzeżenia lidera PiS pod adresem Sasina. Kaczyński ma również pretensje do ministra o sytuację w Polskiej Grupie Górniczej.
Przypomnijmy, że związkowcy domagają się od władz spółki planu naprawczego. Od tego uzależniają swoją decyzję, czy zgodzą się na ograniczenie godzin pracy i obniżenie płac w obliczu pandemii koronawirusa. Jak donosi "Rzeczpospolita" Jarosław Kaczyński uważa górników za ważną część elektoratu, który poprze Andrzeja Dudę w zbliżających się wyborach prezydenckich.
- W Polskiej Grupie Górniczej pracuje blisko 40 tys. górników, do tego trzeba doliczyć firmy okołogórnicze i rodziny. Szacuje się, że chodzi o 100 tys. osób, czyli potencjalnych wyborców - wylicza Rzeczpospolita.
Andrzej Duda był aktywny na Śląsku, podczas ostatnich 5 lat wizytował w naszym regionie kilka razy. Odwiedzał górników, brał nawet udział w karczmach piwnych. Nic zatem dziwnego, że liczy na głosy ze Śląska. To jednak nie zmienia faktu, że sytuacja PGG jest fatalna. Spółka może stracić na koniec tego kwartału nawet 250 milionów złotych. Z informacji Rzeczpospolitej wynika, że Jarosław Kaczyński domagał się dymisji Jacka Sasina i zmiany na stanowisku prezesa PGG (proponowano je m.in. szefowi Węglokoksu i Tauronu Wydobycie), ale nikt się na tę propozycję nie przystał, "bo nikt nie widzi szans na polepszenie sytuacji w PGG". Ministra miał bronić sam premier Morawiecki.