W pierwszej połowie nie było zbyt wielu emocji. Oba zespoły skupiły się na obronie dostępu do własnej bramki. Dlatego też groźnych akcji brakowało. Lepsze sytuacje, jeśli już sobie je stworzyli, mieli gospodarze. W 15. minucie bliski szczęścia był Szymon Żurkowski. Jego strzał zza pola karnego minął bramkę o centymetry. Kwadrans później do pozycji strzeleckiej doszedł Igor Angulo. Groźny strzał Hiszpana przeniósł nad poprzeczką Steinbors. Jeszcze w pierwszej części spotkania zabrzanie stworzyli sobie groźną sytuację pod bramką Arki. Gvilla rozegrał krótko rzut rożny z Jimenezem, ten wszedł w pole karne i zagrał do Matrasa. Pomocnik Górnika chciał finalizować akcję nożycami. Jego strzał minimalnie minął bramkę gości.
W drugiej połowie znów z początku przeważali gospodarze. Udało się to udokumentować w 53. minucie meczu. Gvilla perfekcyjnie wrzucił piłkę z rzutu rożnego do zupełnie niepilnowanego Zapolnika. Gracz Górnika mocną główką otworzył wynik spotkania. Górnik nieco się cofnął i czekał, co zrobią goście. Arka nie miała jednak zbyt wiele do powiedzenia w ofensywie. Jacek Zieliński nie mógł skorzystać ze swoich dwóch najlepszych napastników (Kolev, Siemaszko), co odbiło się na grze żółto-niebieskich.
Najgroźniejsza akcja, na jaką stać było gdynian to potężne uderzenie z dystansu rezerwowego Luki Zarandii. Gruzin huknął z ponad 20 metrów, ale piłka przeleciała tuz obok słupka bramki Chudego.
Do samego końca gospodarze kontrolowali przebieg spotkania i utrzymali jednobramkowe zwycięstwo. Trener Marcin Brosz poczuł wyraźną ulgę, bowiem po końcowym gwizdku wyskoczył z radością ze swojej ławki. Górnik, dzięki zwycięstwu nad Arką, ma 5 punktów przewagi nad strefą spadkową. Arka w niej tkwi, wyprzedzając jedynie Zagłębie Sosnowiec, które w wielkanocny poniedziałek tylko zremisowało z Miedzią Legnica.
Teraz przed zabrzanami mecz we Wrocławiu ze Śląskiem. Jeśli Górnicy przywiozą taki sam wynik, jak z ostatniej delegacji na Dolnym Śląsku, będą mogli powoli chłodzić szampany.