Ireneusz Dudek

i

Autor: Andrzej Bęben

Ireneusz Dudek

Grałem różne gatunki od bluesa, przez punk rock aż po symfoniczne brzmienia. Shakin Dudi powraca!

2024-04-22 17:55

Grupa „Shakin Dudi” powstała 40 lat temu, w 1984 r. Zaprosiłem dwóch punkowców, dwóch jazzmanów i dwóch bluesmanów. Byliśmy najbardziej energetyczną kapelą w PRL. Shakin Dudi miał być happeningiem ponad muzycznym podziałami – wyjawia Maciejowi Replewiczowi (PAP) IRENEUSZ DUDEK, śląski bluesman, rockandrollowiec i organizator Rawa Blues Festiwalu. I zapowiada powrót Shakin Dudi’ego, bo chciał sprawdzić w jakiej formie wokalnej jest dziś i jak grają jego koledzy...

Maciej Replewicz: – W tym roku mija 40 lat od powstania grupy Shakin Dudi. Jak narodziła się ta idea?

Ireneusz Dudek: – Ściśle mówiąc: mija 40 lat od nagrania „Złotej Płyty” Shakin Dudi. Wtedy, w połowie lat 80. w PRL modny był punk. Miałem już trzydzieści parę lat i nie mogłem być tak starym punkowcem, więc zacząłem szukać źródeł. Doszedłem do wniosku, że są to rytmy końca lat 50. i garażowego rock'n'rolla. Shakin Dudi miał być happeningiem ponad muzycznym podziałami i gatunkami. Zaprosiłem więc dwóch punkowców, dwóch jazzmanów i dwóch bluesmanów (…). Zaczęliśmy grać prostego, surowego rock'n'rolla, który miał przede wszystkim walor sceniczny. Polewałem publiczność wodą z węża strażackiego, skakałem po fortepianie, biegałem po scenie. Byliśmy najbardziej energetyczną kapelą w PRL. Drugiej takiej grupy nie było ani wcześniej ani później. Takiego show nie robili ani punkowcy, ani bluesmani, ani grupy metalowe.

Darek Dusza grał wcześniej w „Śmierci Klinicznej: i pisał teksty. Powiedziałem mu: „Ty masz dar do pisania, ja tylko robię muzykę. Opisz naszą rzeczywistość w jak najprostszy sposób. Ja nic nie poprawiam, biorę wszystko na tapetę, powiem, ci jakie tematy mnie interesują”. I tak powstały nasze krótkie opowieści o niewesołej rzeczywistości lat 80. Nadal pozostają aktualne, mimo, że minęło 40 lat (…). Po tych 40 latach ponownie wszedłem do studia i nagrałem sześć utworów. Chciałem sprawdzić, w jakiej formie wokalnej jestem dziś i jak grają moi koledzy.

– I co się okazało?

– Okazało się, że jest nieźle! Nagraliśmy nowy utwór – „Terminator” – który opowiada o sztucznej inteligencji coraz mocniej ingerującej w nasze życie, a także sześć klasycznych utworów z 1984 r. Wtedy, jako rock'n'rollowcy nie braliśmy pod uwagę, jakie umowy podpisujemy i okazało się, że nie mamy praw do swoich utworów! Chcieliśmy, żeby ludzie mogli legalnie oglądać je na YT i słuchać na Spotify oraz w innych platformach streamingowych. Nowe wersje starych przebojów wydamy na płycie, która ukaże się 5 października na Festiwalu Rawa Blues. Od 5 kwietnia w internecie jest dostępna nowa wersja „Zastanów się co robisz” i wkrótce pojawią się kolejne utworu. Brzmienie jest lepsze, choć nadal pozostaje „analogowe”. Zagraliśmy dokładnie tak, jak 40 lat temu.

Ojciec polskiego bluesa na muralu. Uhonorowali Tadeusza Nalepę

– Wspomniał pan o Festiwalu Rawa Blues...

– Na początku 1981 r. trwał „karnawał Solidarności”, było nieco więcej swobody, postanowiłem więc, że zrobię festiwal bluesowy czyli I. Ogólnopolskie Spotkanie z Bluesem „Rawa Blues”. Podkreślam: „Rawa Blues” od samego początku było w naszej nazwie! Pierwszy festiwal rozpoczął się 27 kwietnia 1981 r. Koncerty odbyły się także w studenckich klubach. Zagrał m.in. Paweł Ostafil i „Dżem”. Wtedy zagrałem z grupą „Kwadrat”. Przez dwanaście kolejnych festiwali Rawa Blues był festiwalem krajowym, ogólnopolskim. Po upadku komunizmu doszedłem do wniosku, że warto by „Rawa” stała się festiwalem międzynarodowym, bo w końcu jak długo mogą grać tylko „Dżem”, Nalepa i Dudek? Przejście na międzynarodowy format było też dla mnie największym wyzwaniem. Mieszkaliśmy z Iwoną w Holandii. W Amsterdamie spotkałem kilka kapel ze Stanów i jedną z Holandii. Powiedziałem do Iwony: „Niech wsiadają do autobusu, w Katowicach zrobimy międzynarodowy festiwal!”.

– Skąd wzięliście środki?

– Odłożyliśmy na budowę domu w Polsce i te środki zainwestowaliśmy w całości w festiwal. Wszystko, co miałem, ulokowałem w Rawa Blues. To było moje ryzyko. Choć gaże bluesmanów nie są taki wysokie jak gwiazd popu czy rocka, musiałem mieć pewność, że zapłacę honoraria wykonawcom z zagranicy. Wierzyłem, że się to uda i nie będzie żadnej wtopy. I udało się! „Spodek” był zapełniony, zabrakło biletów, które na czarnym rynku kosztowały dwa czy trzy razy więcej. W kolejnych latach zaprosiliśmy największe, światowe gwiazdy bluesa m.in. Roberta Craya, Koko Taylor, Juniora Wellsa, Keb’Mo’. Rawa Blues Festival został uhonorowany wyjątkową nagrodą: największe międzynarodowe stowarzyszenie bluesowe, The Blues Foundation, przyznało Rawie nagrodę Keeping The Blues Alive w kategorii najlepszego festiwalu indoor na świecie. Teraz otrzymuję z różnych agencji propozycje, by ich wykonawcy zagrali w Spodku. Na Festiwal przychodzi ponad cztery tysiące osób, od kilkuletnich dzieci do seniorów. Rawa Blues to festiwal rodzinny, dzieci mają wolny wstęp. Nie ma alkoholu, więc jest spokojnie i bezpiecznie. Przy bluesie można się świetnie bawić.

– Jakie są plany na najbliższy Festiwal?

– Główną gwiazdą tegorocznej Rawa Blues będzie grupa Blood Brothers. Grają w niej Mike Zito i Albert Castiglia. Zito grał już u nas, ale teraz wystąpi w nowej, ostrej i rhytm'n'bluesowej odsłonie i ich występ zwieńczy Festiwal. To dwóch wybitnych gitarzystów, którzy różnią się temperamentem, stylem gry. Przed nimi zagra m.in. Mr Sipp, The Commoners – łącznie 20 zespołów na dwóch scenach. Planujemy też jubileuszowy koncert Shakin Dudi z okazji naszych 40. urodzin. Zagramy największe przeboje z lat 80. plus kawałki z innych płyt. Zauważyłem, że ludzie coraz częściej chodzą na koncerty polskich zespołów, doceniają je i chcę, żeby przy naszej muzyce ludzie dobrze się bawili, jak wtedy. „Au sza la la la”, „Ziuta”, „Za dziesięć trzynasta” plus nowe utwory, które już są obecne na kanale YT. Na płycie Spodka jest dużo miejsca, będzie można potańczyć. Boczna scena będzie opanowana przez laureatów „rozgrzewki” – z wielu kapel wybieramy najciekawszych dziesięć zespołów, które zagrają na dużej scenie. Dobra muzyka, dobre jedzenie i mam nadzieję, dużo naprawdę dobrej zabawy. Chcę, by te 12 godzin minęło jak dobry, dwugodzinny koncert. Zwykle, ci, którzy przyjdą raz - przychodzą już co roku

– Powróćmy jeszcze do grupy Shakin Dudi. Dlaczego grupa rozpadła się u szczytu popularności w 1987 roku?

– Graliśmy tylko trzy lata. Dzięki temu, że zdobyliśmy taką popularność, mogliśmy wejść do studia i nagrać coś nowego, innego. Nie myślałem kategoriami biznesowymi, to była nasza pasja i dobra zabawa. W połowie lat 80. koncertowaliśmy niewiele m.in. na festiwalu w Opolu. Na początku publiczność potraktowała nas nieufnie – zobaczyli kilku facetów w czarnych garniturach, ale po chwili wszyscy dobrze się bawili. Grałem także w Jarocinie – tam polewałem publikę wodą ze strażackiego węża. Po rozpadzie Shakin Dudi grałem z moim big-bandem, to był cały autobus ludzi. Eksperymentowaliśmy też z muzykami symfonicznymi. Jeden z amerykańskich muzyków nazwał mnie „polskim Frankiem Zappą”. Grałem różne gatunki od bluesa, przez punkrock aż po symfoniczne brzmienia. W Polsce nikt tak wtedy nie grał, nie poszukiwał...

Sonda
Preferuję koncerty:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki