Jacek był jednym z czterech synów pani Aliny. Najstarszy w ich rodzinie ma 56 lat, najmłodszy 47. Jacek był trzecim z kolei. Od małego sprawiał sporo kłopotów swojej mamie. - Dał mi w kość. Wiecznie były z nim problemy - w szkole, wszędzie. Prosiłam, tłumaczyłam, mówiłam. Wszystko na nic - opowiada matka blisko 50-letniego mężczyzny. Jacek miał żonę Wiolę. Jego mam mówi, że dobrze trafił. - Ma dwie córki. Jedna z nich wychodzi wkrótce za mąż. Obie są bardzo zdolne. Wielkie uznanie dla Wioli, mojej synowej, że je tak wychowała - mówi Alina. - Mam śliczne wnuczki. Chociaż po nim tyle zostało - dodaje.
Zobacz także: Śląskie: Matka zgłosiła zaginięcie syna. Ciało znaleziono w studni
Problemem Jacka był alkohol. Za kołnierz nie wylewał. Na złą drogę mieli go sprowadzić koledzy. Siedział w więzieniu za alimenty. Pracował po kilka dni w różnych miejscach, ale kiedy dostawał wypłatę, wszystko przepijał. - Siedział, ale według mnie był w porządku - mówi sąsiad. - To był żywy, sprytny chłopak. Lubił sobie wypić - dodaje.
Zobacz także: Koniec poszukiwań 16-letniego Patryka z Cieszyna. Policja zakończyła akcję
Jacek we wtorek, 23 maja, wziął rower i pojechał do sklepu. Wtedy ślad po nim zaginął. Matka z sąsiadem szukali go kilka dni. Alina dzwoniła na policję, do szpitala, szukała z sąsiadem w krzakach, u kolegów. Nikt go nie widział.
Ciało Jacka znaleziono w niedzielę (29 maja). Było na dnie około dziewięciometrowej studni. Była tam również woda. Nie wiadomo, jak Jacek wpadł do studni. A przede wszystkim, dlaczego się to stało. Ciało 49-latka było ułożone głową do góry. - Jacek mówił, że się powiesi. Był po rozwodzie. Żona go eksmitowała. Mieszkał w pustostanie. Był załamany - opowiada Alina. Ale czy rzeczywiście popełnił samobójstwo? Jego mama ma wątpliwości. - On był bardzo pijany. Jak się kładł, był nawalony, jak wstawał, to szedł pić. Może się potknął, kiedy przechodził i wtedy wpadł? - zastanawia się kobieta.
Zobacz także: Mama Kordiana z Rudy Śląskiej ma tylko jedną prośbę na Dzień Dziecka. Chce, by jej synek żył
Alina wychowała czwórkę synów praktycznie sama. Mąż był w delegacjach. Trzej pozostali wyszli na prostą, ale z Jackiem zawsze było pod górę. - Trochę mi to wszystko przechodzi, ale jestem załamana. Jaki nie był, ale to moje dziecko - dodaje. Syn i synowa pomagają jej załatwić formalności związane z pogrzebem.