O swojej decyzji były już członek Rady Nadzorczej Ruchu Chorzów poinformował za pomocą listu wysłanego do redakcji katowickiego Sportu. Paterman był wiceprzewodniczącym rady, niegdyś pełnił także funkcję prezesa Ruchu Chorzów. Niestety, jego obecność na Cichej nie jest kojarzona z sukcesami, ale serią spadków z Ekstraklasy do III ligi. Kibice, którzy na początku maja weszli na zebranie rady nadzorczej, domagali się w jednym z postulatów, by Janusz Paterman opuścił klub. Jak widać, sam zainteresowany spełnił to żądanie.
Poniżej treść oświadczenia:
Informuję, że w dniu dzisiejszym na ręce Przewodniczącego Rady Nadzorczej Ruch Chorzów S.A., Pana Zdzisława Bika, złożyłem rezygnację z funkcji członka tej Rady.
Sytuacja sportowa w jakiej znalazł się Klub, któremu kibicuję całe życie, na rzecz którego w ostatnich kilkudziesięciu latach działałem, pełniąc rozmaite funkcje w Zarządzie i Radzie Nadzorczej Spółki, której jestem także akcjonariuszem jest dla mnie osobiście niezwykle przykra i trudna. Jednocześnie uważam, że o klubie i Spółce mają prawo decydować ludzie, którzy inwestują w nią własne pieniądze. Przypominam, że bazując na błędnych informacjach poprzedników, nie będąc świadomym faktycznej sytuacji Spółki udzieliłem jej poręczenia o wartości kilku milionów złotych, a spłatę jej zobowiązań zabezpieczyłem prywatnym majątkiem. Obecnie nie stać mnie na dalszą pomoc klubowi, a nie mając wpływu na to co się w nim dzieje, postanowiłem złożyć rezygnację.
Kiedy 1 marca 2017 roku po raz drugi zostawałem prezesem Ruchu Chorzów, Spółka była w dramatycznej sytuacji finansowej i organizacyjnej. Ważyły się jej losy, a konieczność ogłoszenia upadłości była coraz bardziej realna. Potrafiłem jednak zmontować układ biznesowo-finansowy, dzięki któremu Ruch istnieje do dzisiaj. Zachowana została ciągłość historii, a dokonania pokoleń wybitnych piłkarzy i trenerów nadal stanowią o marce Ruchu Chorzów. Tym wszystkim, którzy wtedy i dzisiaj uważają, że lepiej było odciąć się od długów, zlikwidować Spółkę i zaczynać od nowa chcę powiedzieć, że co prawda nowy klub nie miałby długów, ale nie miałby też historii i tytułu, by dumnie prezentować 14 mistrzowskich gwiazdek.
Trudna była też, choć nieporównywalna do dzisiejszej, sytuacja sportowa. Nieopłacani piłkarze zrywali kontrakty, klub przegrywał kolejne spotkania, zbliżał się do strefy spadkowej, rezygnację złożył trener Waldemar Fornalik. Nawet tak wyśmienity fachowiec uznał wtedy, że jest zbyt zmęczony rozwiązywaniem problemów rozbijających szatnię. W rezultacie Ruch zaliczył spadek do 1 ligi.
Największym sukcesem moich rządów było przeprowadzenie restrukturyzacji zadłużenia. Wraz z wiceprezesem Michałem Dubielem i odpowiedzialnym za finanse Adamem Krawcem, pod okiem nadzorcy sądowego, Bartosza Klepacza doprowadziliśmy do zawarcia układu z setkami wierzycieli, w wyniku którego olbrzymie zadłużenie Spółki, które ostatecznie określone zostało na blisko 50 mln zł, zredukowane zostało do 8 mln zł, a spłata rozłożona na 5 lat. Tylko dzięki temu układowi piłkarze, trenerzy i pracownicy klubu otrzymali należne wynagrodzenia, kontrahenci odzyskują chociaż część swoich pieniędzy, a klub może uczestniczyć w rozgrywkach na jakimkolwiek szczeblu rozgrywek.
Stabilizacja finansowa i prawna postępowała wolniej niż zakładaliśmy, a koszty restrukturyzacji były większe niż spodziewaliśmy się. Jednak jeszcze trudniejsza okazała się budowa nowej drużyny. W środowisku, Ruch postrzegano jako niesolidnego i nieterminowego pracodawcę i kontrahenta; z tego zresztą powodu PZPN nałożył na Niebieskich zakaz transferowy. Drużynę ukarano też odjęciem punktów.
Wyniki nowej drużyny nie były więc zadowalające, a niekorzystną sytuację pogłębiła moja błędna decyzja o odwołaniu duetu trenerskiego Rotsa-Warzycha. Wbrew doradcom, miałem wykazać się cierpliwością i czekać na efekty ich pracy. Tak jak w kwestii biznesowej byliśmy cierpliwi i konsekwentni, tak w kwestii sportowej byłem niecierpliwy. Postawiłem sobie, współpracownikom i sztabowi trenerskiemu cele, których chyba nie sposób było spełnić, a potem zacząłem ich rozliczać, nim ich praca mogła przynieść owoce. Postąpiłem jak kibic, który wyników domaga się już i teraz, nie jak prezes, który realizuje długofalowy plan.
Mimo kiepskiego postrzegania Spółki doprowadziłem do podpisania wieloletnich, korzystnych umów sponsorskich z PepsiCo i Toyotą. Spłaciliśmy 3 mln zł z pożyczki, którą zaciągnęły od miasta wcześniejsze zarządy. Zanim w czerwcu 2018 roku zrezygnowałem z zarządzania Spółką, spełniłem jeszcze jedną obietnicę złożoną kibicom. Spółka odzyskała „niebieską Erkę”. Jest ona własnością spółki GAMBIS, w której Ruchu Chorzów S.A. ma 100 procent udziałów. „Erka” jest nieobciążona i wolna od zajęć. Znowu należy do Ruchu!
Swojej pracy dla Ruchu Chorzów nigdy nie traktowałem w kategoriach biznesu. Rezygnuję, bo chociaż od roku nie mam już bezpośredniego wpływu na to w jakiej sytuacji znajduje się mój Klub, to czuję się za niego współodpowiedzialny, bo noszę go w sercu. Głosy części kibiców domagających się mojej rezygnacji przyjmuję ze zrozumieniem lecz nie miały one najmniejszego wpływu na moją decyzję. Rozumiem punkt widzenia kibica, bo sam nim jestem. Kibic ma prawo żądać wyników i rozliczać prezesów, gdy tych wyników brakuje. Ale wiem też jak działają media społecznościowe i jaką mają siłę kreowania obrazu rzeczywistości. Nawet niewielka grupa niezadowolonych potrafi nadawać ton dyskusji, tworząc wrażenie, że są głosem całego środowiska, gdy tymczasem są jego głośną ale niereprezentatywną cząstką. Nie mam powodu do wstydliwej ucieczki, gdyż wiem, że wielu kibiców docenia moją pracę dla Ruchu.
Niech Bóg ma w opiece Klub, jego działaczy oraz wszystkich prawdziwych i oddanych kibiców.
Z poważaniem
Janusz Paterman
Kibic Ruchu Chorzów