Jaworzno. Przez koronawirusa bankrutuję. Poszkodowana została cała branża, a pomocy od rządu nie widać

2020-11-09 22:04

Przed Izabelą Noszczyńską (39 l.), która ma w Jaworznie (woj. śląskie) pralnię, stanęło widmo bankructwa. Kolejne obostrzenia koronawirusowe rujnują jej branżę. Taki biznes jest uzależniony od hoteli, restauracji, klientów indywidualnych. Nie ma imprez, to nikt nie pierze rzeczy. Śluby, komunie, wszelkiej maści imprezy rodzinne się nie odbywają, ludzie do pracy nie chodzą. Dla jaworznianki to jest koszmar.

Interes, dobrze funkcjonujący przez pięć ostatnich lat, stanął na skraju zapaści. Małych klientów jest jak na lekarstwo. Dużych nie ma w ogóle. – Tak źle nie było nigdy. Nie sądziłam, że nadejdzie czas, kiedy będę się zastanawiała, czy przetrwamy. To my utrzymujemy państwo, to dzięki nam są pieniądze na emerytury, renty, na wypłaty dla budżetówki. Nie pozwalają mi pracować, nie dając pomocy! Jestem oburzona, zrezygnowana i bezsilna. Już nawet nie potrafię płakać ani się złościć. Czujemy, że nikt o nas nie dba – skarży się właścicielka pralni.

W tej chwili pralnia nawet nie przynosi pieniędzy potrzebnych na koszty jej funkcjonowania. – Dziennie muszę mieć tysiąc złotych, żeby wyjść na zero. A mam ledwo czterysta. Miałam dziewięciu pracowników, a zostałam tylko z trojgiem. Reszta jest na urlopach bezpłatnych. Ludzie nie będą mieli z czego żyć – martwi się pani Izabela. – Mam osiemdziesiąt procent straty. Osiemdziesiąt procent! Jestem oburzona, że nikt o nas nie myśli. Pozostawili nas samych – dodaje załamana właścicielka.

Apel przedsiębiorcy

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki