Kamery monitoringu zdradziły Jacka Jaworka. Śledczy nie mieli wątpliwości, gdzie się ukrywał
7 sierpnia śledczy weszli do domu Teresy D. ciotki i matki chrzestnej Jacka Jaworka. To właśnie w domu ciotki, zabójca z Borowców spędził ostatnie dni życia. Śledczy dotarli do jego kryjówki analizując zapisy z kamer miejskiego monitoringu.
Kryjówka Jaworka położona jest w samym sercu miasteczka - to niepozorny parterowy domek. Tuż obok kościoła, szkoły i urzędu gminy. Z tej racji jego ostatnie chwile życia zostały nagrane przez wiele kamer na budynkach. To właśnie te zapisy umożliwiły śledczym odkrycie ostatniego miejsca przebywania poszukiwanego zabójcy.
- Na podstawie tych nagrań udało się ustalić możliwe trasy przejścia Jacka J. na miejsce znalezienia zwłok i wytypować potencjalne miejsca, gdzie mógł się ukrywać - ujawnia prok. Piotr Wróblewski z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Na razie śledczy nie wiedzą jak długo gościny Jackowi Jaworkowi udzielała jego ciotka. Teresa D. jest w tymczasowym areszcie. Ma zarzut poplecznictwa, za który można spędzić za kratami nawet pięć lat.
- Mogę potwierdzić, że J. spędził tam ostatnie dni bezpośrednio poprzedzające śmierć. Mamy zabezpieczone ślady z tej nieruchomości podczas przeszukania. To wszystko jest przedmiotem oględzin. Niewykluczone, że te przedmioty coś na ten temat jeszcze nam powiedzą - mówi prokurator Wróblewski.
Prokurator jasno odniósł się także do krążącej teorii, jakoby Jaworka ktoś przywiózł do Dąbrowy Zielonej.
- Jacka J. nikt nie podwiózł tam na miejsce, czy przyprowadził, nie ma żadnych zapisów z kamer, które by to potwierdzały - dodaje śledczy.Pozostaje też pytanie, czy Teresa D. nie została zastraszona przez krewnego? Jaworek miał na sumieniu zabójstwo trojga osób i był uzbrojony.
- Relacja pomiędzy podejrzaną a Jackiem J. będzie jeszcze ustalana w trakcie postępowania. Ona sama się w jakiś sposób do tego ustosunkowała, ale na tym etapie śledztwa nie mogę ujawniać treści jej zeznań - mówi enigmatycznie Piotr Wróblewski.
Śledztwo w sprawie zabójstwa w Borowcach zostało wznowione
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie wznowiła śledztwo w sprawie zabójstwa w Borowcach, mimo śmierci Jacka Jaworka.
- Prokurator, która je prowadzi chce uzyskać jeszcze pewne materiały dowodowe - m.in. te dotyczące samobójstwa Jacka J., ponadto czekamy na ekspertyzę balistyczną broni, z której się Jacek J. zastrzelił. Chodzi o sprawdzenie, czy to ta sama broń, z której zostali zastrzeleni jego bliscy. Potem zapewne czynności zostaną zakończone, a śledztwo umorzone ze względu na śmierć podejrzanego - wyjaśnia prok. Wróblewski.
Przypominamy, że do tragedii w Borowcach doszło w nocy z 9 na 10 lipca 2021 roku. 9 lipca Jacek Jaworek spotkał się w lesie z trzema kolegami. Rozpalili ognisko i pili alkohol. Rozstają się o północy. 40 minut później mężczyzna urządza w domu rodzinnym masakrę. Od dawna kłócił się z bratem o rodzinny majątek.
Jaworek wyciągnął broń wycelował w brata i strzelił. W tym czasie jego żona Justyna dzwoniła na policję, w tle było słychać krzyki i awanturę, jednak połączenie trwało zaledwie kilka sekund, potem się urywa.
Jaworek w tym czasie strzela do bratowej, w jej obronie staje 17-letni syn Jakub. Jego również dosięgają kule wuja. Chłopiec umiera na miejscu. W domu jest jeszcze 13-letni Gianni, który tamtego wieczoru rozmawiał przez internet z kuzynką. Gdy słyszy, co się dzieje, chowa się w szafie. Później przez okno ucieka do domu sąsiadów. Jacek Jaworek z miejsca zdarzenia ucieka pieszo. Początkowo policjanci myśleli, że doszło do samobójstwa rozszerzonego. Gdy okazało się, że w Borowcach doszło do masakry, postawiono na nogi wszystkich. Zaangażowane w obławę psy tropiące docierają do miejsca, w którym Jaworek wcześniej spotkał się z kolegami. W tym miejscu trop się urywa. Za Jaworkiem zostaje wystawiono czerwoną nota Interpolu. Przez kilka dni policjanci metr po metrze przeszukują okolice. Mężczyzna ulotnił się jak kamfora. Przez ostatnie trzy lata nie było wiadomo, co się z nim dzieje.