Niestety, wskutek pandemii wiadomego wirusa (Światowa Organizacja Zdrowia, WHO, ogłosiła ją w Dniu Sołtysa) ponad 40 tys. sołtysów i sołtysek świętowało w zapomnieniu. To przypominamy, że instytucja sołtysa może nie jest tak stara jak świat, ale rodowodem sięga XII w. Wówczas to we wsiach lokowanych na prawie niemieckim pojawił się DER SCHOLTIS, reprezentujący pana feudalnego. Dziś sołtys to reprezentant wsi na szczeblu gminnym. Przedstawia wójtowi, jakie wieś ma problemy, zgłasza mu co wsi potrzeba, a także zbiera od mieszkańców podatki od nieruchomości, leśnego, rolnego i łącznego. Sołtysowanie to praca bardziej społeczna niż zarobkowa. Owszem, sołtysowi za tę robotę należy się parę groszy. To dieta, średnio koło 300 zł, ale nie więcej niż pół tysiączka plus prowizja od zebranych podatków. Maksymalną prowizję w uchwale określa rada danej gminy i najczęściej jest to od 2 do 3 proc. od zebranej kwoty.
W Polsce mamy prawie 41 tys. sołectw. I myli się ten, który uważa, że sołtys urzęduje tylko na wsi. W kilkunastu gminach miejskich mają też sołtysów. Ściślej rzecz ujmując: w dzielnicach, w których kwitnie rolnictwo. Sołectwa, jako jednostki pomocnicze, wyodrębniono m.in. w takich gminach miejskich jak: Miasteczko Śląskie, Jastrzębie-Zdrój, Zawiercie, Mikołów, Orzesze, Krasnystaw, Sejny, Suwałki, Kalisz, Świnoujście, Pieszyce, Władysławowo, Czarna Woda. Wiedzieliście, że w Warszawie też mieli sołtysów? Do 2010 r. w dzielnicy Białołęka funkcjonowały trzy sołectwa!