Katastrofa lotnicza w Pszczynie. Wiemy, do kogo należał śmigłowiec
Katastrofa lotnicza w Pszczynie miała miejsce w nocy z poniedziałku na wtorek. Prywatny helikopter runął na ziemię. Jak udało nam się ustalić, śmigłowiec należał do jednego z prywatnych przedsiębiorców, który zajmuje się hodowlą pieczarek. - To jego prywatny helikopter. On tam bardzo często startował i lądował - mówi nam kobieta, która słyszała huk na miejscu zdarzenia. - Z minutę po tym, jak wystartował usłyszałam nagle wielki trzask - dodaje. Na razie nie wiadomo, kto był za sterami helikoptera.
Katastrofa helikoptera w Pszczynie. Nie żyją dwie osoby
Katastrofa miała miejsce w nocy z poniedziałku (22 lutego) na wtorek (23 lutego) w w okolicy miejscowości Studzienice koło Pszczyny. Jak na razie wiadomo prywatny śmigłowiec z czterema osobami na pokładzie runął na ziemię. Helikopter spadł około 300 metrów od lądowiska, kilkadziesiąt metrów od koryta rzeki Dokawa, w gęstych zaroślach. Niestety, dwie osoby, które znajdowały się w momencie zdarzenia na pokładzie, zginęły na miejscu. Kolejne dwie są ranne, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Przez całą noc trwały intensywne działania na miejscu zdarzenia. W akcji brało udział wiele jednostek straży pożarnej.
Katastrofa lotnicza w Pszczynie. Dlaczego doszło do tragedii?
Dlaczego doszło do tej tragedii? Wiemy na pewno, że w momencie zdarzenia warunki były bardzo trudne. W rejonie wypadku unosiła się bardzo gęsta mgła. Podczas akcji strażaków widoczność była bardzo ograniczona. Być może to właśnie trudne warunki pogodowe przyczyniły się do tej katastrofy. Innym powodem mogła być awaria lub błąd pilota. Jednak co tak naprawdę stało się tej nocy koło Pszczyny, wyjaśni śledztwo Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz prokuratura.