Do katastrofy śmigłowca doszło w nocy z poniedziałku na wtorek (22/23 lutego). Należąca do Karola Kani maszyna runęła na ziemię nieopodal miejscowości Studzienice, kilkaset metrów od jego zakładu.
- Nie dysponujemy jeszcze pełną opinią, ale wstępne wyniki sekcji wskazują, że przyczyną śmierci obu tych osób był wielonarządowe obrażenia ciała, obejmujące zwłaszcza rejon klatki piersiowej – powiedziała Marta Kuc, zastępczyni prokuratora rejonowego w Pszczynie.
Prokurator zwróciła uwagę, że obrażenia wielu narządów są typowe dla poszkodowanych w wypadkach lotniczych.
CZYTAJ: Wjechał obrzydliwie drogim autem pod pociąg. 50-latek ominął rogatki! Została tylko rejestracja
Pszczyńska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym. W zakresie ustalenia przyczyny wypadku współpracuje z Państwową Komisją Badania Wypadków Lotniczych.
Śledczy przeprowadzili gruntowne oględziny miejsca zdarzenia i wraku, zabezpieczyli czarną skrzynkę rejestrującą przebieg lotu, a także przesłuchali mężczyznę, który przeżył katastrofę. W najbliższym czasie ma być przesłuchana kobieta, która również została ranna w tym wypadku.
PRZECZYTAJ: Śląskie. Zszedł do kotłowni. Gdy go znaleziono, był martwy! Szokujące odkrycie w urzędzie
Prywatny śmigłowiec rozbił się we wtorek w nocy w pszczyńskich lasach, spadając na zalesiony i podmokły, trudno dostępny teren. Karol Kania i pilot – pracownik jego spółki - zginęli na miejscu. Dwoje rannych zdołało się wydostać z wraku. Kobietę przewieziono do Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, a mężczyznę do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu. Mimo złamań i licznych potłuczeń stan tych osób nie budzi niepokoju o ich życie.