Pan Jan miał 85 lat. Mieszkał samotnie w jednym z katowickich bloków przy ul. Panewnickiej. Mężczyzna czasami znikał z radaru, bowiem odwiedzał groby swoich bliskich w Warszawie lub przebywał w szpitalu. Chorował na serce, miał problemy z drogami moczowymi. Sąsiedzi zawsze niepokoili się o los emerytowanego architekta, ale mężczyzna zawsze wracał. - Chcieliśmy go nawet zaprosić na wigilię - zdradza sąsiadka pana Jana.
Nowa metoda rabusiów. Robią to "na kolczyk". O co chodzi?
Przez ostatnie dwa tygodnie problemy zdrowotne zaczynały mu mocniej doskwierać. Mówił o tym w rozmowie telefonicznej ze swoim znajomym. Miał zadzwonić na karetkę. - Nikt do niego nie przyjechał. Usłyszał, że ma wziąć leki i pójść spać. Niestety, tak wygląda "pomoc" osobom starszym w czasie epidemii - piekli się jedna z sąsiadek. Znów od kilku dni nie dawał znaku życia. Kolega dzwonił do niego od ubiegłego czwartku, ale bezskutecznie. powiadomił zarządcę budynku.
Administracja budynku postanowiła działać. Na miejsce wezwano policję, która dokonała makabrycznego odkrycia. - W czwartek 19 listopada około godz. 18.45 policjanci udali się na ul. Panewnicką ze względu na zgłoszenie administracji, które dotyczyło jednego z mieszkańców. Z mężczyzną nie było od dłuższego czasu kontaktu. Na miejsce przyjechała również straż pożarna. Konieczne było siłowe otwarcie drzwi. Na miejscu ujawniono zwłoki lokatora - mówi nam Agnieszka Żyłka, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.
Sąsiedzi uważają, że pan Jan nie umarł z powodu COVID-19. Jak mówił swojemu przyjacielowi, nie miał charakterystycznych dla tej choroby objawów. Ale ich zdaniem i tak jest ofiarą koronawirusa, bo w dobie epidemii wiele osób nie otrzymuje należytej pomocy, choć cierpią na poważne schorzenia, z którymi zmagają się od lat.
- Wkurza mnie to, jak działa służba zdrowia w dobie pandemii. Być może pan Jan umarłby w szpitalu. A tak umierają w domu w samotności. Nikt mu nie pomógł - dodaje zrozpaczona sąsiadka.
Śmiertelne potrącenie w Mysłowicach. Mężczyzna zmarł mimo reanimacji
To nie jedyny bolesny przykład. Jedna z mieszkanek katowickiej kamienicy, która znajduje się w tym samym rejonie, również podupadła na zdrowiu. Kilka razy przewróciła na podłogę. Lekarze odmawiali jej pomocy. Przepisywano jej leki, nakazano pobyt w domu. Szpital? Nie ma szans, aby się dostać. - Rodzina tej kobiety zrobiła awanturę w przychodni. Wtedy dostarczono jej łózko rehabilitacyjne. Teraz ma opiekę regularnie. Gdyby była samotna, jak nasz sąsiad, być może spotkałby ją taki sam los - dodaje mieszkanka Katowic.
85-letni mężczyzna wcześniej pochował dzieci, żonę i siostrę. Pochodził z dobrze usytuowanej rodziny. Niestety, w obliczu epidemii i fatalnej sytuacji służby zdrowia był równie bezradny, jak inne starsze osoby. To nie jedyny przykład dramatycznej sytuacji polskich służb medycznych. Przeczytajcie koniecznie nasz tekst: Oto upadek polskiej służby zdrowia. Przerażające historie pacjentów i ich bliskich [GALERIA]