"Katowice miastem nacjonalizmu" - pod takim hasłem w tym mieście 18 lipca 2020 roku odbyła się kontrowersyjna manifestacja, od początku krytykowana przez władze miasta. W świetle prawa marszu nie można było zakazać, ale włodarze zapowiedzieli, że pozwą organizatora za krzywdzącą nazwę demonstracji. Uczestnicy marszu nie wystraszyli się i przeszli od placu Miarki w stronę placu Sejmu Śląskiego, a potem ulicą Francuską, Warszawską, aż na rynek i Plac Wolności. Wydarzenie wzbudziło wiele głosów sprzeciwu, tym bardziej, że w jego trakcie demonstranci wykrzykiwali obraźliwe hasła. Jak na zapowiedź marszu "Katowice miastem nacjonalizmu" zareagowały władze? - W naszej ocenie ta nieprawdziwa, bo uogólniająca i generalizująca teza jest krzywdząca dla naszego miasta. Nie ma naszej zgody na takie zawłaszczanie nazwy miasta, na tak instrumentalne i niesprawiedliwe dla katowiczanek i katowiczan określanie naszych poglądów - mówił Bogumił Sobula, pierwszy wiceprezydent Katowic - Oświadczam, że złożymy do sądu pozew przeciwko organizatorom zgromadzenia o naruszenie dóbr i dobrego imienia naszego miasta poprzez posługiwanie się przytoczonym hasłem – dodał.
Teraz, jak się okazuje, organizator - prawdopodobnie w strachu przed pozwem - złożył skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich i prosi o pomoc. Urząd Miasta w Katowicach odebrał już pismo, w którym RPO prosi o udzielenie informacji w tej sprawie. Na razie nie ma żadnego oficjalnego stanowiska, trwa postępowanie wyjaśniające w związku ze zgłoszeniem. Organizator broni się tym, że demonstracji nie zakazano, nie rozwiązano jej także w trakcie jej trwania, a wcześniej - gdy nazwę marszu zgłoszono - nikt nie kwestionował właściwego jej użycia.
Co na to wszystko urząd miasta? Odpowiedź jest krótka: władze podtrzymują swoje stanowisko. Obecnie przygotowywany jest pozew.