Aktor, często porównywany do Jamesa Deana, legendy amerykańskiego kina, spoczął w na cmentarzu w Katowicach, przy ul. Sienkiewicza. To zacny cmentarz. Pochowani są tu m.in. Krystyna Bochenek, Jerzy Duda-Gracz, Henryk Mikołaj Górecki, Wojciech Kilar i wielu innych zasłużonych dla (nie tylko) polskiej kultury. Buntownikowi Zbigniewowi Cybulskiemu, na jego grobie , w rocznicę śmierci złożono kwiaty, zapalono znicze. W katowickim kinie „Kosmos” wyświetlono film „Giuseppe w Warszawie”. To komedia. Cybulski grał w nim de facto główną rolę. Kto nie widział, niech poszuka tego filmu, choćby na YouTube. Niech zobaczy. Przekona się, że Cybulski potrafił grać nie tylko buntowników. Zwyczajne tzw. łajzy również.
Czy w dzisiejszym świecie mógłby zaistnieć jakiś współczesny Zbigniew Cybulski, ewentualnie współczesny James Dean, czy też trafili oni na swoją wyjątkową i niepowtarzalną epokę? W portalu Muzeum Historii Polski teatrolog prof. Jan Ciechowicz tak odpowiedział na to pytanie: „Każda epoka ma swego buntownika. Można przytaczać tu różne nazwiska, jak choćby Daniela Olbrychskiego czy Bogusława Lindy. Myślę jednak, że Cybulski był nie do podrobienia. Jego śmierć, ta śmierć, którą on w dużym stopniu prowokował, również jest elementem tej jego "wielkości". Cybulski nie był wtedy trzeźwy, sporo wypił. Pojechał ostatnim pociągiem, jakim mógł jechać, tuż nad ranem. Ten skok z peronu do pociągu okazał się fatalny. Wciąż odkładał tę podróż do Warszawy - "poczekajmy jeszcze trochę". Wiem od ludzi, którzy byli z nim blisko, że Zbyszek miał takie dziwne przekonanie, że jeszcze coś może się stać. "Nie wychodźmy z tej knajpy! Nie wychodźmy z tej biesiady! Nie kończmy tej rozmowy, bo coś niesłychanie ważnego się zdarzy, a mnie tu nie będzie". Żył łapczywie. Nie był amantem. Kiedy mówił, był czarujący, urzekający, magnetyczny. Wiecznie się spóźniał. Koledzy, którzy szli w kondukcie, gdy już się skończył pogrzeb, w Katowicach, zostawili mu na grobie budzik, żeby tym razem się nie spóźnił”.