W grudniu 1970 r. miałem prawie 13 lat i na tyle rozumu w głowie, by stwierdzić, że nowy I sekretarz prezentuje się lepiej od poprzedniego. Gówniarz w tym wieku rzecz jasna nie rozróżniał niuansów polityki. Przybyło mi lat, Polsce hut, małych fiatów, coca-coli, aspiracji do 10. w świecie potęgi i... długów. Potem był czerwiec w Radomiu i cukier na kartki. Jesteśmy taką potęgą, a cukier jest wydzielany? Z następnymi latami wyzbyłem się wątpliwości. Sierpień 1980 je przypieczętował. W 1981 r. zacząłem pracować w prasie. Głupi byłem, bo chciałem zrobić z b. pierwszym wywiad. Przez pośrednika powiedziano mi, że Gierek nie będzie rozmawiał z kimkolwiek z prasy. I na tym by się wszystko zakończyło, gdyby nie stan wojenny. Straciłem pracę w gazecie w skutek „redukcji etatów”. Wskutek tej okoliczności po wielu latach przyszło mi się spotkać z byłym pierwszym. W 1994 r. pracowałem w „Sztandarze Młodych”. Pod koniec lutego Gierek miał mieć w Katowicach spotkanie promujące jego wspomnienia – „Smak życia”. Zrób wywiad z Gierkiem! – usłyszałem. Przecież Gierek od lat nie rozmawia z prasą!
***
Zadzwoniłem do szefa Oficyny Wydawniczej BGW. Mówię mu, nieco na wyrost: w 1982 r. wywalili mnie z roboty, bo chciałem zrobić wywiad z Gierkiem, teraz mogę wylecieć za to, że go nie zrobiłem! Pan Gierek ma wobec mnie dług zobowiązania – dodałem. Za parę dni telefon z BGW: pan Gierek zgodził się z panem rozmawiać, co do terminu dogadacie się podczas spotkania promocyjnego. W lutym 1994 r. w reprezentacyjnej salce rozwalającego się gmachu Biblioteki Śląskiej była dobrze zmrożona wódka „Luksusowa”, kabanosy na gorąco, śląskie krupnioki i piwko „Żywieckie”. Na konferencji prasowej byli nie tylko dziennikarze, ale przyjaciele – bliżsi i dalsi – autora „Smaku życia”. – Na Śląsku zawsze czułem się wśród swoich. Nigdy nikt nie dał mi odczuć, że ma do mnie jakieś pretensje. Świadectwem tego, że tak jest są tysiące listów, które do mnie przychodziły i które nadal ludzie wysyłają. Nie tylko nie mam pretensji do społeczeństwa, ale jestem mu bardzo wdzięczny, że tak, a nie inaczej, mnie przyjmuje – zaczął Gierek.
***
Pytania, odpowiedzi, pytania, odpowiedzi. Potem był czas na autografy. Przyszedł, pamiętam, człowiek od senatora Bogusława Mąsiora, z katowickiego SLD. Przyniósł kartkę, na której wypisano: „senatorowi...” i tak dalej. A Gierek spytał się, czemu senator się nie pofatygował. Usłyszał, że senator nie ma czasu, by stać w kolejce: – A ci ludzie tu stoją! – i pokazał na tasiemcową kolejkę. Senatorowi Edward Gierek złożył więc tylko autograf. Inny, czytelnik poprosił, by napisać antykomuniście – takiemu, a takiemu – komunista Edward Gierek. Napisał. Podszedłem do Gierka. – A to pan, miło mi. Proszę przyjechać do mnie do Ustronia! Poprosił też, bym mu przesłał wcześniej listę pytań. Nie podobało mi się to. Cóż siła wyższa.
***
W dwa tygodnie później byłem u Gierków, w Ustroniu. Z wielkim bukietem kwiatów… – To dla mnie? – zapytała nieco zaskoczona Stanisława Gierkowa. Przeszliśmy przez wielki pokój – z dużym, konferencyjnym stołem – do czegoś na wzór szklonej altanki. Popatrzyłem na Gierka. Był w swetrze i flanelowej koszuli. Włosy w jeża – takie same, jak na zdjęcia w gazetach lat 70. Już siwe. I twarz poorana starością. Miał już wówczas 81 lat. Usiedliśmy, chyba, w wiklinowych fotelach. Stanisława Gierkowa podała herbatkę i też przysiadła się do stolika.
– A pan to skąd pochodzi?
– Z Sosnowca, panie Gierek
– A widzisz Stasia, następny z Zagłębia!
Z pół godziny rozmawialiśmy o tym, jak im płynie codzienność, a mnie się żyje w tej nowej Polsce... I przeszedłem do rzeczy. Włączyłem dwa magnetofony (na wszelki wypadek), wyjąłem kartkę z pytaniami…
***
– No nie, to nie będzie potrzebne. Ja prosiłem o te pytania tak dla orientacji – powiedział, jakby był przekonany, że przedstawianie wcześniej zestawu pytań może się nieodparcie kojarzyć z tzw. demokracją socjalistyczną. Rozmawialiśmy ponad trzy godziny. Często prosił o wyłączenie magnetofonu… – To do pańskiej wiadomości – dodawał. Nie, sensacji wielkich nie ujawnił mi. Chociaż jedna może i była, ale bardzo enigmatycznie sformułowania… To „off the record” to były bardziej osobiste przemyślenia, czasem odstające od stereotypowego obrazu Edwarda Gierka. Takie ludzie, mało propagandowe, acz korzeniami tkwiące w tym co przez lata mówił i czynił mój rozmówca.
– Minęło tyle lat, a pan nadal zamyka się przed dziennikarzami - zacząłem. – Pokazuje się pan jedynie przy okazji promocji książek. Dlaczego milczał pan w latach osiemdziesiątych? Czy Jaruzelski zabronił Panu wypowiadać się?
– To nieprawda, że stronię od prasy. Jeżeli jednak dziennikarze już się do mnie zgłaszają, to chcą usłyszeć prognozy w stylu „jak to będzie?”. Odsyłam ich wówczas do tych, co rządzą…. Okazało się, że nie byłem pierwszym (poza Januszem Rolickim, współautorem wywiadu rzeki „Przerwana dekada”), który rozmawiał z Gierkiem. – W sierpniu ubiegłego roku udzieliłem wywiadu redaktorce szkolnej gazetki „Kontrast” liceum w Ziębicach, w województwie wałbrzyskim. Porozmawialiśmy sobie o szkole, o młodości... Panna Pawlakówna, tak się ona nazywała, opublikowała ten wywiad. I wie pan co się później stało? Konkurencyjne pisemko oskarżyło dziewczynę, iż wymyśliła tę rozmowę. Musiałem potwierdzić, że uczennica ze mną rozmawiała… Nikt nie miał mi prawa zabraniać wypowiadania swoich opinii! Już wtedy nosiłem się z zamiarem opisania wszystkiego co przeżyłem. I dlatego nie chciałem wypowiadać się o tym, o czym później chciałem napisać...
***
W którymś zaczął mówić o tym, jak demokratyzował życie w Polsce, o tym, że teraz –za nowej Polski do demokracji jeszcze daleko. – Panie Gierek, pan mówi o demokracji teraz a za pańskich czasów. Wie pan, jak jest zasadnicza różnica między jednym a drugim? Gierek milczał. Kontynuowałem. – Taka, panie Gierek, że za pańskich czasów, gdybym wyszedł na plac przed KW PZPR w Katowicach i krzyknąłbym Edward Gierek jest... to nawet nie zdążyłbym, bo by mnie SB zwinęło. A dziś wyjdę na ten plac i krzyknę: Lech Wałęsa jest – za przeproszeniem – ch...! I zajmą się mną tylko wtedy, gdy do prokuratora poskarży się jakiś oszołom! Taka jest choćby różnica między pańską a dzisiejszą demokracją! Gierek nic nie odpowiedział. Dopiero przy zgoła innym pytaniu mówił, że za jakiego czasu pojawiła się opozycja, dowód na demokratyzację życia w PRL. Zapytałem: – Jak to było z tym KOR? Przecież pan urzędowania zaczynał od czytania raportów różnych specjalnych służb? Nie wiedział pan, że w kraju wyrasta opozycja? – O tym nie chcą rozmawiać, o tym dowiedzą się po mojej śmierci.
Do dziś nie wiem, co przez to chciał mi dać do zrozumienia.
***
Być u Gierka i nie spytać się go o przyczyny ogłoszenia stanu wojennego byłoby wielką stratą. Jego opinia na ten temat mogła być mocno subiektywna. – Jak to byłem z tym stanem wojennym, było zagrożenie? Gierek odrzekł: że było, ale dla Jaruzelskiego. Bo generał – tak uważał – bał się, „żeby go nie wywieziono z workiem na głowie, na Wschód”! I dlatego ogłosił stan wojenny, by wyprzedzić kontrdziałanie opozycjonistów w PZPR. W tydzień później jeszcze raz byłem u Gierków. Mój rozmówca troszkę skrócił tekst wywiadu. Wykreślił fragment o stanie wojennym... Wychodząc z altanki, spojrzałem jeszcze raz na stół konferencyjny. Gdyby on mógł mówić, powiedziałby znacznie więcej niż Edward Gierek. Gospodarz odprowadził mnie do bramy. I wtedy go widziałem po raz ostatni.
***
Edward Gierek – czy się to komuś podoba, czy też nie – wpisał się w historię Polski. Fakt, wzbudza różne emocje, od uwielbienia aż po wzgardę. Gdyby nie on i jego polityka, a przede wszystkim błędy w niej popełnione i splot międzynarodowych wydarzeń, to nie byłoby sierpniowych strajków. A gdyby nie było „Solidarności”, to z pewnością nie poznałbym osobiście Edwarda Gierka.