48-godzinna blokada, w intencji związkowców z PGG, miała wywrzeć nacisk na zarząd spółki i skłonić ją do rozmów o sporze płacowym. W ramach trwającego sporu zbiorowego strona społeczna domaga się rekompensaty dla załogi za przepracowane od września do grudnia weekendy i wzrostu średniego wynagrodzenia w firmie. O co chodzi w tym sporze płacowym? Dlaczego zarząd PGG miałby wypłacić owe rekompensaty i dlaczego średnia płaca w spółce miałaby wzrosnąć. Poprosiliśmy Bogusława Hutka, przewodniczącego górniczej „Solidarności” w PGG, o klarowne wyjaśnienie, o co w tym sporze – ze związkowego punktu widzenia – chodzi. Oto one.
– Chodzi o podstawową rzecz. Do lipca 2021 r. – można to sprawdzić, jak ktoś nie wierzy – energetyka nie brała węgla od Polskiej Grupy Górniczej. W pierwszym półroczu miała odebrać prawie 3 mln ton, ale nie odebrała, bo powiedziano nam, że nie potrzebują tego węgla. W sierpniu zmieniono zadanie i okazało się, że jak najszybciej ten węgiel elektrownie potrzebują. I dlatego zaczęliśmy fedrować w soboty i niedziele. Nasz fundusz płac przewiduje pracę od poniedziałku do piątku, bo nie pracujemy w ruchu ciągłym. Oczywiście ludzie mają płacone za pracę w sobotę, ale w tygodniu okazuje się, że fundusz płac jest tak naprężony, że w niektórych kopalniach musiano ciąć premie.
Żądamy także, by na koniec roku 2021 średnia płaca w PGG wynosiła 8,2 tys. zł brutto, bo chcemy, by wszystkie te dodatkowe środki, które nam wypłacono, wliczono do średniej – wyjaśnia przewodniczący Hutek. – Jako sygnatariusze majowej umowy społecznej chcemy rozmawiać z pracodawcami, by w 2022 r. podwyżka płacy nie wynosiła 3,8 proc. – jak to wtedy ustaliliśmy, ale była wyższa o współczynnik inflacji. Panowie z rządu obiecali, że wniosek notyfikacyjny o możliwość subsydiowania będzie złożony do końca grudnia. Rząd się z tego nie wywiązał. Chcę podkreślić, bo pewnie nie wszyscy w Polsce o tym wiedzą i teraz słyszy się głosy: „po co oni protestują, chcą jeszcze więcej zarabiać”, że tylko 2020 r. zaimportowaliśmy 13 terra-watogodzin energii, przede wszystkim z Niemiec. To oznacza 6,5 mln ton niespalonego polskiego węgla w energetyce. To oznacza, że tyle nie odebrano z PGG. Spółka ma wynik ujemny nie z naszej winy, ale dlatego, że energetyka po raz kolejny nas wy… stawiła do wiatru. Przypomnę, że Polska Grupa Energetyczna jest największym udziałowcem PGG. To się pytam: czy nie jest to działanie na szkodę spółki? Według nas jest, tylko nikt tym się nie chce zająć.
Wielkość rekompensaty zarząd PGG miał oszacować na 1,5 tys. zł. Średnia płaca w spółce wynosi 7829 zł. Zarząd miał mówić (jak podaje PAP powołując się na „nieoficjalne informacje od uczestniczących w negocjacjach) o podwyżce do 8,1 tys. zł brutto. Propozycje były najwidoczniej nie do przyjęcia przez stronę społeczną, skoro zdecydowała się na blokadę wysyłki węgla do odbiorców energetycznych. Kolejna tura rozmów zaplanowana jest w poniedziałek (10 stycznia). Jeśli i ona skończy się tym, że „rozmowy odbyły się w duchu wzajemnego zrozumienia”, tłumacząc z języka dyplomatycznego na zwykły: nic nie przyniosły, to związkowcy (zgodnie z prawem) gotowi są do zaostrzenia protestu. 12 i 13 stycznia przeprowadzone byłoby referendum strajkowe, a 17 stycznia miałaby się rozpocząć bezterminowa blokada ekspedycji węgla do energetyki. Już tę 48-godziną „igraniem z bezpieczeństwem energetycznym”. Jak rząd określi bezterminową blokadę, gdyby do takiej doszło?
Polecany artykuł: