Mariusz i Izabela Ośliźniok od ponad 40 dni przebywają na kwarantannie. Górnik z KWK Bielszowice zachorował na COVID-19 w połowie lipca. Od tamtej pory wraz z żoną jest w izolacji. Ich dzieci przebywają u dziadków. Jak mówił w rozmowie z nami mieszkaniec Rudy Śląskiej miał już ośmiokrotnie robiony test na koronawirusa. Gdy jeden z nich dał wynik negatywny wydawało się, że gehenna się zakończy. Nic bardziej mylnego. Potem przyszedł kolejny wynik pozytywny, co jest dość zaskakujące, bo rodzina od 12 lipca przebywa na kwarantannie. Mariusz zwrócił się się o pomoc do Rzecznika Praw Pacjenta, Rzecznika Praw Obywatelskich i władz lokalnych. Ale w tej sprawie miasto nie może nic zrobić, o czym w rozmowie z Super Expressem powiedział wiceprezydent Rudy Śląskiej Krzysztof Mejer.
- Jesteśmy w tej sprawie bezradni. To rząd odpowiada za procedury i zasady postępowania w trakcie epidemii koronawirusa. Niestety, niewiele osób zdaje sobie sprawę, że sanepid nie podlega miastu. My możemy jedynie bezradnie rozłożyć ręce - mówi w rozmowie z Super Expressem Krzysztof Mejer. Jak zauważa wiceprezydent Rudy Śląskiej, miejscowy sanepid boryka się z potężnymi problemami w dobie epidemii. Chodzi m.in. o braki kadrowe. - Obsada sanepidu jest niewystarczająca - mówi Mejer - i dodaje, że takich historii jest jeszcze więcej. - Codziennie dowiaduję się o nich z maili i wpisów na Facebooku.
Dla Państwa Ośliźniok ta sytuacja to prawdziwy dramat. Choć nie mają żadnych objawów, nadal przebywają w kwarantannie. Nie mogą się zobaczyć z dziećmi. Nie mają możliwości, by wrócić do pracy. Pan Mariusz dostaje 80 procent pensji. Jego żona, pracując na umowie zleceniu, nie dostaje nic. Wielokrotnie kontaktowaliśmy się z rudzkim sanepidem w sprawie Mariusza i Izabeli. Niestety, telefon cały czas milczy, próby kontaktu telefonicznego kończą się niepowodzeniem. Czekamy na odpowiedź drogą mailową.