Rozmowy o przyszłości i restrukturyzacji górnictwa, które miały odbyć się kilka dni temu, zostały przełożone z uwagi na zakażenie koronawirusem. Przedstawiciele Ministerstwa Aktywów Państwowych zapowiedzieli, że rozmowy się odbędą, ale w innym terminie. Kiedy przyszłość górnictwa wisi na włosku, eksperci i komentatorzy dostrzegają, że MAP może wykorzystywać pandemię jako pretekst do przeciągania sprawy. Na łamach serwisu Biznes Alert pisze o tym znana w branży górniczej dziennikarka Karolina Baca-Pogorzelska. - Próba wypracowania zupełnie nowego w tak krótkim czasie i w tak trudnej sytuacji jest porwaniem się z motyką na słońce – czytamy. - Koronawirus jest tylko pretekstem do przekładania rozmów o górnictwie. A to dlatego, że obrady zespołów z powodzeniem mogłyby się odbywać online bez ryzyka zakażeń i generowania zbędnych kosztów. Odwlekanie w czasie reformy górnictwa jest bez sensu - napisała Baca-Pogorzelska na Twitterze.
- Teraz rząd ma nóż na gardle i wie, że musi podjąć radykalne działania, w tym zamknąć kopalnie (Ruda i Wujek nie były tu wymysłem dziennikarzy). Ale te wszystkie zespoły robocze, które dziś są albo ich nie ma, „bo koronawirus”, to musztarda po obiedzie. (...) Można przecież przejść na komunikację zdalną i w tej sytuacji można by prowadzić dalej niezbędne prace bez opóźnień oraz przy okazji nie narażać innych na potencjalne zakażenie. Po co zatem rozmowy są odsuwane w czasie? - pyta dziennikarka na łamach BiznesAlert.pl.
Przypomnijmy, że na skraju bankructwa znajduje się działająca w Śląskiem Polska Grupa Górnicza. Pierwsze, nieoficjalne plany dotyczące ratowania spółki miały zakładać likwidację dwóch kopalń w woj. śląskim. Nie doszło jednak do tego, gdy opinia publiczna wyraziła swój sprzeciw. Wówczas ministerstwo wycofało się z planów, zarzucając dziennikarzom produkowanie "fake newsów". Do sprawy jeszcze wrócimy.