Ruda Śląska. Mariusz i Izabela od 40 dni są na kwarantannie
Mariusz jest górnikiem, pracuje w KWK Bielszowice w Rudzie Śląskiej. 12 lipca wrócił do domu z kopalni. Wtedy wszystko się zaczęło. - Źle się czułem. Miałem katar, gorączkę, utrzymywało się to przez trzy dni. Poinformowałem pracodawcę o swojej niezdolności do pracy. Pracodawca uznał, że w związku z tym, co dzieje się na kopalni, muszę poddać się testom na obecność koronawirusa - mówi Mariusz. W szpitalu zakaźnym w Chorzowie otrzymał wynik dodatni. Co ciekawe, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu dni takich testów miał aż osiem, choć sanepid naliczył sześć. Pierwsze trzy były dodatnie, czwarty ujemny, a piąty... znów dodatni. To absurd, bowiem przebywał na kwarantannie i nie miał nikogo, kto mógłby go zarazić. Ten sam koszmar dotyka również żony górnika Izabeli. Ze względu na fakt, że mieszkają razem, ona również przebywa w kwarantannie. - Najśmieszniejsze jest to, że test wykonano mi po 28 dniach kwarantanny. Ja równie dobrze mogłam być chora, mogłam coś złapać i o tym nie wiedzieć - skarży się rudzianka. Ich dzieci przebywają obecnie u dziadków. Trafiły tam na początku kwarantanny. Od wielu dni nie widziały rodziców.
Co ciekawe, Mariusz do tej pory nie otrzymał wyników badań na piśmie. Jak przyznaje, siedzi w domu na kwarantannie "na słowo". Próbował coś wskórać. Dzwonił nawet kilkaset razy dziennie do rudzkiego sanepidu, ale bezskutecznie. Wysyłał maile. Poprosił również o pomoc prezydent miasta Grażynę Dziedzic. To nic nie dało. Małżeństwo przebywa w izolacji już 40 dni. Policja przyjeżdża codziennie, by sprawdzić, czy przestrzegają kwarantanny. Co dalej? Wszystko zależy od wyniku testów. Pewne jest, że małżeństwo z Rudy Śląskiej posiedzi na kwarantannie co najmniej do końca miesiąca.
Powalczą o odszkodowanie
Mariusz i Izabela Ośliźniok są rozgoryczeni całą sytuacją. Nie są jedynymi osobami, które mają ten sam problem. - Mieliśmy kontakt z wieloma rodzinami, które mają podobną sytuację. Nikt nie może nic z tym zrobić. Dzwoniliśmy do Rzecznika Praw Pacjenta, Rzecznika Praw Obywatelskich, Ministerstwa Zdrowia. Każdy kieruje nas do sanepidu - mówi górnik. Mariusz podejrzewa, że wszystko, co dzieje się wokół koronawirusa na kopalniach, ma drugie dno. Chodzi o powolne wygaszanie zakładów m.in. w Rudzie Śląskiej i jednoczesne powstrzymanie górników przed strajkiem w Warszawie.
Obecnie małżeństwo czuje się dobrze, oboje nie mają żadnych niepokojących objawów. Ale kwarantanna trwa, a Mariusz i Iza tracą kolejne pieniądze. Górnik otrzymuje 80 proc. pensji. Iza, na co dzień pracująca na umowie zlecenie, nie otrzymuje żadnych pieniędzy. Chcą walczyć o odszkodowanie. Już teraz zaczęli zbierać pieniądze na pomoc prawną w tej sprawie. W to, że w Polsce trwa epidemia, już nie wierzą.
Do sprawy małżeństwa z Rudy Śląskiej jeszcze wrócimy.