O całej sprawie pani Patrycja napisała na swoim profilu społecznościowym. Jak czytamy u jej męża wystąpiły objawy zakażenia koronawirusem. W szpitalu w Chorzowie zostały wykonane u niego testy na obecność wirusa w organizmie. Dopiero po czterech dniach okazało się, że mężczyzna jest zakażony. Rodzina przebywała w tym czasie w domu, choć wcale nie miała przykazu od sanepidu, aby się izolować. Pani Patrycja na swoi profilu opowiada o całym zamieszaniu z testami, dzieli się również emocjami związanymi z samą chorobą. Dokładnie trzy dni po wykonaniu u niej testu odczuła objawy.
- W żadnej grypie, w swoim trzydziestokilkuletnim życiu, nie czułam się tak strasznie. Ból całego ciała, nawet opuszki palców mnie bolały. Duszący kaszel, przez który nawet ciężko dojść do ubikacji, bo dostajesz zadyszki i ataku takiego kaszlu, jakbyś zaraz miała wypluć płuca i paść trupem. I ta wszechogarniająca słabość, przy której jedyne co możesz to leżeć i to najlepiej w bezruchu, bo każdy ruch powoduje atak kaszlu - opisuje kobieta.
Najgorsze jednak nadeszło dopiero potem. Objawy wystąpiły również u trzyletniego synka pani Patrycji. - Przecież DZIECI NIE CHORUJĄ - pisze pani Patrycja powołując się na informacje, że u najmłodszych nie ma żadnych objawów. - A no ku... mać chorują. Kaszel się nasila, gorączka coraz częściej, mi w międzyczasie jeszcze gorzej i już siedzę i ryczę z bezsilności - dodaje kobieta. Próbowała szukać pomocy. Dzwoniła na 112, szukała porady w sanepidzie. Jak relacjonuje kontaktowała się ze szpitalami w Chorzowie i Katowicach. Nigdzie jednak nie chciano przyjąć jej dziecka.
- Wierzcie mi, że mój poziom wkur... i bezsilności sięgnął zenitu. To kto nam ku... mać ma pomóc? A stópki mojego dziecka coraz bardziej spuchnięte, zaczynają puchnąć dłonie. A co jeśli to nerki? Albo alergia i zacznie puchnąć cały? - kontynuuje pani Patrycja. W końcu dzwoni jeszcze raz pod numer 112. Tym razem dyspozytorka kieruje na miejsce karetkę. Gdy podjeżdża pod dom, wychodzą z niej lekarze ubrani w stroje ochronne. Oświadczają kobiecie, że żaden pobliski szpital na Śląsku nie przyjmuje dzieci z podejrzeniem COVID-19. Pani Patrycja musiała jechać z dzieckiem aż do Krakowa!
- W końcu trafiliśmy do Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie na dziecięcy oddział zakaźny. I w końcu otrzymaliśmy tą upragnioną pomoc, o którą tyle się prosiliśmy. W momencie młodemu zrobili badania, podali leki. Oczywiście dopiero w szpitalu zrobili mu wymaz z gardła pod kątem COVIDU. Miałby wcześniej, bo zgłaszałam w SANEPIDzie, że syn ma objawy i nawet wyznaczyli mu termin badania. Niestety, nie wiedzieć czemu, w ostatniej chwili skreślili go z listy - opisuje mieszkanka Mysłowic.
Hospitalizacja synka trwała trzy dni. Nie wiadomo, co tak naprawdę dolegało trzylatkowi. Dopiero potem pani Patrycja miała się dowiedzieć, że tylko jeden szpital przyjmuje dzieci z podejrzeniem zakażenia koronawirusem. Chodzi o placówkę w Częstochowie. Kobieta opisuje również inne absurdy związane z kwarantanną m.in. dotyczące aplikacji dla osób w izolacji czy też odbioru śmieci. Jak napisała na koniec, chciała uzmysłowić wszystkim osobom, które nie wierzą w istnienie epidemii, że ona rzeczywiście trwa, a polska służba zdrowia ma spore problemy, aby sobie z nią poradzić.
- Wirus jest i nikomu nie życzę, by przechodził przez to co nas spotkało. I niestety ten wirus oprócz tego, że może być jak najpaskudniejsza grypa, sparaliżował całą naszą służbę zdrowia. (...). Teraz odpowiedzcie sobie na pytanie, co będzie jak dzieciaki wrócą do szkół i przedszkoli, pojawi się mnóstwo innych chorób, które też objawiają się gorączką i/lub kaszlem? I co jeśli jakieś dziecko znajdzie się w sytuacji zagrażającej życiu bo np. dostanie zapalenia krtani i zacznie się dusić? (...) Nasz rząd chwali się, jak to epidemię ma pod kontrolą. Wielu narzeka na maseczki, na dystans, na ograniczenia. Tylko wiecie co? To jest jedyne, co może nas uratować. Bo jak już zarazimy się tym cholerstwem to niewielu nam pomoże. A jak widać na naszym przykładzie, chorują i młodzi i dzieci. Nie ma reguły. Chcecie ryzykować? Bo to, że nasza służba zdrowia jest niewydolna to pewne. Ale zróbmy wszystko, by zadbać o siebie i innych, bo nasz rząd na pewno tego nie zrobi - napisała pani Patrycja.