Grzegorz M. mieszkał w bloku w mysłowickiej dzielnicy Piasek. Niespełna rok temu wrócił do domu, zobaczył mamę wiszącą na sznurze. Próbował ją ratować, ale już nic nie mógł zrobić. Po jej śmierci załamał się. Rzucił pracę, zamknął się w sobie. Wychodził rano i bez celu krążył po mieście. Kilka miesięcy temu podczas takiej wędrówki poznał 46-letniego Dariusza. Mężczyzna też był życiowym rozbitkiem, nie miał się gdzie podziać. Grzegorz z dobroci serca przygarnął go do siebie. Dał mu dach nad głową. - Żyli spokojnie, nie awanturowali się – wspominają sąsiedzi. Dlaczego więc doszło do tragedii?
Kilka dni temu mieszkańców bloku obudziły syreny policyjnego radiowozu. Drzwi mieszkania Grzegorza M. były otwarte, krwawe ślady ciągnęły się z przedpokoju na korytarz. - Oficer dyżurny odebrał zgłoszenie o ciężko rannym mężczyźnie. Na miejsce natychmiast został wysłany patrol. Policjanci na miejscu znaleźli leżące na klatce schodowej ciało 45-latka. Mężczyzna został wcześniej prawdopodobnie ugodzony nożem - informuje st. sierż. Damian Sokołowski, rzecznik mysłowickiej policji. - Nie wiemy, co się stało, nie było słychać żadnych krzyków – mówią sąsiedzi. Grzegorz M. dostał cios nożem najprawdopodobniej w tętnicę szyjną, szybko się wykrwawił.
Policjanci wytypowali podejrzanego. - Okazał się nim 46-letni znajomy zmarłego. Trafił do policyjnego aresztu - mówi rzecznik. Mężczyzna przyznał się do zabójstwa, decyzją sądu został aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu nawet dożywocie.