Straszna tragedia w Katowicach. Nastoletnia Basia zginęła przy ul. Mickiewicza
Trudno zapomnieć o tej tragedii. Jest godz. 5.45, 31 lipca 2021 r. Wielki miejski autobus podjeżdża na ul. Mickiewicza w centrum Katowic. Tymczasem na jezdni się kotłuje - trwa bijatyka kilku mężczyzn. W szoferce autobusu siedzi Łukasz T., chce wjechać na przystanek, ale obecni na ulicy ludzie mu to uniemożliwiają. Wówczas dojeżdża o nich i hamuje tuż przed grupą. Próbuje "przegonić" ich z jezdni klaksonem. Nic to nie daje, więc wciska pedał przyspieszenia i potężna maszyna zaczyna rozjeżdżać ludzi. Potrącona zostaje Jessica M., Łukasz M. biegnie, by uciec spod maski jadącego autobusu. Im się udaje, ale Basia nie miała tyle szczęścia - wpada pod pojazd, a potężne koła zaczynają ją miażdżyć. Młoda kobieta, mama dwójki dzieci, ginie na miejscu na oczach partnera. Jej zmasakrowane ciało autobus "wypluwa" dopiero po kilkunastu metrach. Łukasz T. ucieka. Pędzi na pobliską zajezdnię. Tam wkrótce zostaje zatrzymany przez policję.
Łukasz T. został w poniedziałek, 24 czerwca skazany na 16 lat więzienia - to wynik rozprawy apelacyjnej. Od wyroku z pierwszej instancji odwołali się wszyscy - zarówno obrońcy oskarżonego jak i prokuratura oraz pełnomocnicy pokrzywdzonych. Sąd jednak nie uwzględnił żadnej z nich i podtrzymał wcześniejszy wyrok w całości.
Polecany artykuł:
Kierowca po raz kolejny przepraszał rodzinę zmarłej.
- Chciałbym osobiście zwrócić się do pani Eweliny (siostry zabitej Basi – przyp. Red.), bo nie miałem do tej pory pani osobiście przeprosić. Brak mi słów na to wszystko, przepraszam. Jestem aresztowany i przez to nie mogę pracować, ale nadal deklaruję każdą pomoc dla osieroconych dzieci – zwrócił się do słuchającej wyroku ze łzami w oczach pani Eweliny.
- Proszę, by sąd uznał, że to był wypadek - dodawał w stronę sędziów.
Wyrok w sprawie Łukasza T. Sąd skazał sprawcę wypadku w Katowicach
Kierowca kolejnych kilkanaście lat spędzi w celi.
- Widział ludzi przed maską swojego potężnego 17-tonowego pojazdu. Każdy rozsądnie działający człowiek zatrzymałby autobus na jego miejscu, ale oskarżony już po potraceniu Jessiki M., która tylko jakimś cudem uniknęła śmierci, kontynuował jazdę. To nie był wypadek tyko intencjonalne zachowanie. Był jak ten „szeryf drogowy”. To oskarżony podjął taką, a nie inną decyzję - uzasadniał wyrok sędzia Rafał Doros.
Wyrok w tej sprawie jest prawomocny.