Zabójstwo Martina z Zawiercia. 21-latek zmarł na oczach ukochanej
Te tragiczne wydarzenia miały miejsce w niedzielę 11 lipca tego roku. Martin miał się spotkać ze swoją dziewczyną i czwórką znajomych na polanie w Markowiznie, niewielkiej kolonii przy Zawierciu. Gdy chłopak był już na miejscu, młodym towarzyszył Grzegorz P. 47-latek wyszedł z lasu i przysiadł się do młodzieży. Zaczął im ubliżać. W pobliżu leżała hałda śmieci. P. powiedział grupce znajomych, że to oni zostawili taki syf w lesie, choć nie była to prawda. Gdy dziewczyny wzięły się za porządkowanie, 47-latek zaczął się z nich naśmiewać. Wybuchła sprzeczka. Grzegorz P. wziął kij i uderzył jednego z chłopaków. Doszło do szarpaniny. Martin miał potarganą koszulkę. - Coś Ty mi zrobił? - miał powiedzieć do 47-latka. Ten wyjął nóż i ugodził Martina w udo. Chłopak wykrwawił się na oczach ukochanej. Grzegorz P. został zatrzymany przez policję. Odpowie za zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Grozi mu dożywocie.
Polecany artykuł:
Grzegorz P. został zatrzymany przez policję. Mężczyzna krótko po zdarzeniu nawet nie uciekał, ponoć zwyczajnie oddalił się spacerem. 46-latek odpowie za zabójstwo z zamiarem ewentualnym, za co grozi mu dożywocie. - Zrobię wszystko, poruszę ziemię, żeby dostał jak najwyższy wymiar kary - mówiła pani Izabela, ciotka zamordowanego chłopaka, którym opiekowała się przez ostatnie lata.
Dalsza część artykułu pod nagraniem z miejsca zabójstwa Martina.
Śmierć Martina z Zawiercia. Prokuratura sprawdza, czy karetka nie przyjechała za późno
Jak podaje "Gazeta Myszkowska", to nie koniec działań po stronie prokuratury. Pełnomocnik pani Izabeli domagał się wszczęcia drugiego śledztwa w sprawie. Chodzi o niedopełnienie obowiązków przez służby medyczne (art. 160 KK dotyczący narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu). Martin czekał na pomoc w ramionach ukochanej Żanety mnóstwo czasu. Był przez większość czasu przytomny, ale powoli uchodziło z niego życie. Możliwe, że gdyby pomoc dotarła szybciej, chłopak by żył. Jak donosi "GM" karetka miała wyjechać dopiero pół godziny po zgłoszeniu i dotrzeć na miejsce po 45 minutach. Ponoć ambulans miał problemy z dotarciem na miejsce ataku nożownika. Czy doszło w tej sytuacji do zaniedbania? To wyjaśni śledztwo, które jest prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Zawierciu.