Mateusz cudem przeżył, ale jeszcze długo będzie dochodzić do pełnej sprawności
Lawina porwała 34-letniego narciarza z Polski, który zjeżdżał na nartach poza trasą, na jednym ze żlebów szczytu Chopok na Słowacji - tak brzmiały pierwsze komunikaty o zdarzeniu do którego doszło 14 stycznia. Dopiero później okazało się, że chodzi o doświadczonego narciarza i trenera, Mateusza Katanę, który góry kocha od dziecka. Jest jednym z lepszych narciarzy poza trasowych i to właśnie podczas jazdy na nartach - w strefie freeraide’owej Chopoka na Słowacji zabrała go lawina.
Przeżył, bo miał ze sobą plecak lawinowy, który zdołał uruchomić, a także dzięki przyjacielowi z którym tego dnia mieli zjechać po żlebie Chopoka w Tatrach Niskich. To miejsce cieszy się dużą popularnością wśród zaawansowanych narciarzy.
Na nagraniu, które w internecie zamieściła Horská Záchranná Služba, widać jak Mateusz zaczyna zjeżdżać, robi kilka zakrętów i porywa go lawina.
- W godzinach porannych do Górskiego Pogotowia Ratunkowego wpłynęło zgłoszenie o pomoc z Tatr Niskich. Zeszła lawina, która porwała 36-letniego narciarza narodowości polskiej. Narciarzowi udało się uruchomić swój plecak lawinowy, po upadku został częściowo przysypany. Drugi narciarz, który jechał za nim, bezpiecznie dojechał do niego i rozpoczął udzielanie pomocy do czasu przybycia ratowników górskich. Następnie zeszła druga lawina, która wciągnęła kolejnego narciarza i zatrzymała się w pobliżu pierwszego częściowo zakopanego mężczyzny. Na szczęście drugiemu narciarzowi nic się nie stało. Po przybyciu na miejsce zdarzenia ratownicy HZS udzielili narciarzowi pomocy medycznej. Został spakowany i przygotowany do transportu, a następnie ewakuowany drogą powietrzną do szpitala z podejrzeniem urazu głowy, łopatki i miednicy - tak całą sytuację opisywali ratownicy z Horskiej Záchrannej Služby.
Mateusza przetransportowano śmigłowcem do szpitala w Bańskiej Bystrzycy. Na miejscu zdiagnozowano u niego ponad 20 złamań, w tym liczne złamania kręgosłupa, miednicy, żeber i łopatki. Dodatkowo ma zapadnięte płuco i uszkodzoną śledzionę. Na szczęście, rdzeń kręgowy nie został przerwany.
- Dziękujemy Łojek za zachowanie zimniej krwi i udzielnie pomocy na najwyższym poziomie. Dzięki Tobie Mati jest cały czas z Nami i udało się go przetransportować do szpitala - napisała żona Mateusza, Sylwia, dziękując za udzieloną szybką i profesjonalną pomoc.
Mateusz przeszedł dwie kluczowe operacje - korpektomii szyjnej (implant trzonu kręgosłupa szyjnego) i zespoleniu pogruchotanej miednicy. Po 10 dniach został przeniesiony z oddziału intensywnej terapii na oddział traumatologii, gdzie czeka go kolejna operacja kręgosłupa - odcinka piersiowego. Ta miała się odbyć 23 stycznia.
Gdy będzie to możliwe, 34-latek zostanie przetransportowany do szpitala w Polsce.
- Mati jest wspaniałym mężem i ojcem dwójki dzieci - czteroletniej Kali i rocznego Benka, z którymi uwielbia spędzać aktywnie wolny czas. Od dziecka każdą wolną chwilę spędzał w górach, szkoląc, prowadząc treningi i jeżdżąc na nartach i rowerze. Pasję udało się połączyć z pracą zawodową, w której Mateusz zajmuje się budową górskich tras rowerowych. Niestety w najbliższym czasie nie będzie mógł spędzać z dzieciakami czasu w górach, szkolić ani budować. Nie wiemy, jak długo to potrwa, dlatego tak ważna jest szybka i profesjonalna rehabilitacja - mówi Sylwia Katana.
Jednak rehabilitacja i dalsze leczenie będzie bardzo kosztowne.Wyliczono, że na już potrzeba 115 tysięcy złotych, dlatego rodzina zdecydowała się na założenie zbiórki. Wszyscy możemy pomóc, przywrócić Mateuszowi sprawność sprzed wypadku. Liczy się każda złotówka.
Poniżej tekstu znajduje się bezpośredni link do zbiórki.